Kosmiczna Iga Świątek zdmuchnęła Arynę Sabalenkę z kortu! Jest finał!
Iga Świątek była poza zasięgiem liderki rankingu WTA! W półfinale turnieju Finals, który był przerywany i wznawiany po blisko 24 godzinach, Polka pokonała Arynę Sabalenkę 6:3, 6:2. To Świątek zagra w poniedziałkowym finale, w którym jej rywalką będzie Jessica Pegula. Co więcej, jeśli to mistrzyni Roland Garros okaże się lepsza, to w poniedziałkowym rankingu wróci na pierwsze miejsce w rankingu! Półfinałowe starcie było prawdziwym show jednej aktorki. Taką Świątek chcemy oglądać jak najczęściej!Jeszcze kilka godzin przed pierwotnym terminem rozegrania meczu niewiele zapowiadało, że uda się rozpocząć hitowe starcie końcówki sezonu w WTA. Nad Cancun przechodziły od rana ulewne deszcze, przez które Coco Gauff i Jessica Pegula musiały wielokrotnie przerywać grę. Znacznie lepsza okazała się ta druga, która jako pierwsza zameldowała się w finale. Teraz mogła już tylko oglądać to, co stanie się później na korcie.
Iga Świątek mogła powalczyć o dość nietypowy dla niej wyczyn. Choć w tenisie osiągnęła już praktycznie wszystko, wygrała wiele najważniejszych turniejów i była na szczycie rankingu, to wygrana przeciwko Arynie Sabalence byłaby jej dopiero pierwszym zwycięstwem nad liderką rankingu. A to przecież było najmniej istotne, bo Polka wciąż jest w grze w walce o powrót na pierwsze miejsce w rankingu.Już przed meczem wszystko było jasne. Jeżeli Aryna Sabalenka pokonałaby Igę Świątek, to bez względu na wynik finału utrzymałaby pierwsze miejsce do końca sezonu. Jeżeli jednak to Polka wywalczyłaby awans, to w przypadku zwycięstwa w finale już w poniedziałek mogłaby wrócić na szczyt klasyfikacji najlepszych tenisistek świata. W razie wygranej Świątek wszystko zależałoby znów tylko od niej.
Dotychczasowe osiem spotkań Świątek z Sabalenką przyniosło pięć zwycięstw Polki. Warto było jednak pamiętać o dwóch bolesnych porażkach: tej ostatniej, w finale turnieju w Madrycie, a także w WTA Finals w Fort Worth przed rokiem. Za każdym razem obecna liderka rankingu triumfowała po niezwykle wyrównanych, trzysetowych bojach. Eksperci przewidywali, że tym razem przebieg spotkania może być podobny, ale to Polka była uznawana za faworytkę.
Sabalenka wygrała losowanie i nieoczekiwanie wolała oddać Świątek konieczność rozpoczęcia meczu od własnego serwisu. Być może liczyła na natychmiastowe przełamanie, ale Polka popisała się wprost fantastycznym pierwszym serwisem i nie pozwoliła na przeprowadzenie ani jednej wymiany, wygrywając gema “na sucho”. To mogło się podobać.
Liderka rankingu szybko odpowiedziała tym samym po agresywnych, ale przestrzelonych returnach Polki. A już w kolejnym gemie to właśnie ona miała pierwszego break pointa i mogła jako pierwsza wyjść na prowadzenie. Polka jednak obroniła się po piekielnie mocnym returnie tenisistki z Mińska, która posłała piłkę w aut. W trudnych momentach serwis był zdecydowanym sprzymierzeńcem Polki. Ostatecznie pierwsze zagrożenie zostało zażegnane po cudownym wykończeniu wymiany.
Przerwa niestety potrwała bardzo długo, bo blisko 23 godziny. Organizatorzy poinformowali zawodniczki, że meczu nie uda się dokończyć w pierwotnym terminie, a prognozy na kolejny dzień były już znacznie bardziej obiecujące. To oznaczało jednak, że niemal na pewno finał zostanie zorganizowany w niedzielę. Tak też się stało, a Świątek i Sabalenka wróciły na kort dopiero po rozegraniu trzech zaległych meczów deblowych, tuż przed północą polskiego czasu.Warunki były już znacznie lepsze. Choć nad kortem wciąż zachmurzenie było gęste, to deszcz nie padał od dłuższego czasu. Jakby ucichł również wiatr, co nie mogło pozostać bez znaczenia w kontekście batalii o awans do finału w Cancun.
Zobacz również: Nie dokonała tego nigdy wcześniej. Historyczny wyczyn Igi Świątek
Spotkanie wznowiła Aryna Sabalenka przy stanie 30:30. Błyskawicznie pojawił się pierwszy break point na korzyść Igi Świątek i wiceliderka rankingu nie zmarnowała pierwszej poważnej szansy po fantastycznym passing shocie. Drugi akt tego spotkania rozpoczął się zatem w najlepszy możliwy sposób.Polka nie zamierzała zmieniać swojej taktyki i od samego początku przeszła do ofensywy. To ona chciała prowadzić grę i zepchnąć rywalkę do defensywy. Ten ambitny plan nie zawsze przynosił jednak oczekiwane efekty, bo już po chwili Świątek musiała bronić piłki na przełamanie powrotne. Sabalenka trafiła jednak w siatkę, a Polka wybroniła swojego gema i prowadziła już 4:1.
Zasłużone prowadzenieLiderka rankingu wyglądała na wyprowadzoną z równowagi. Przy własnym serwisie popełniła podwójny błąd, a potem nie radziła sobie z zagraniami bekhendowymi. To dało kolejną szansę na przełamanie na korzyść Igi Świątek. Tym razem uratowała się jednak znakomitym pierwszym podaniem.
Tymczasem mistrzyni Roland Garros wydawała się poza zasięgiem rywalki, zwłaszcza przy swoim serwisie. Choć jest on zupełnie inny od tego prezentowanego przez Sabalenkę, to pierwsza rakieta świata miała gigantyczne problemy z tym, by w ogóle wejść w wymianę ze swoją oponentką. Kibice mogli tylko oklaskiwać fenomenalną postawę polskiej tenisistki.
Czytaj także: Nieziemskie zagranie Igi Świątek! Aryna Sabalenka tylko patrzyła [WIDEO]
Sabalenka zdołała zmniejszyć straty po udanym serwisie nowymi piłkami, ale w tym momencie to Świątek serwowała po to, by zapewnić sobie prowadzenie po pierwszym secie. A Polka była niepowstrzymana. Po 44 minutach miała trzy piłki na zamknięcie seta i już chwilę później to druga rakieta świata znajdowała się bliżej awansu do finału turnieju WTA Finals.
Prowadzenie było absolutnie zasłużone, bo Polka nie popełniała praktycznie żadnych błędów. Nie zmieniała zdania co do sposobu zagrania w ostatniej chwili, a to ewidentnie zdarzało się Sabalence. Trudno inaczej wyjaśnić tak słabą dyspozycję pierwszej rakiety świata w pierwszym secie. Wyglądała na zupełnie zagubioną, co tylko napędzało jej największą rywalkę.