Po meczu Igi Świątek można było tylko się uśmiechnąć. Teraz to rywalki mają problem
Oglądając Igę Świątek w akcji w pierwszym meczu na Wimbledonie, uśmiech sam pojawiał mi się na twarzy. Początek jedynego turnieju trawiastego, w jakim Polka bierze udział w tym roku, przebiegł tak, jak się spodziewałem. Pozytywny sygnał, liderka rankingu WTA, wysłała jeszcze przed turniejem.
Więcej informacji znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Na wstępie chcę zaznaczyć, że bardzo podoba mi się podejście Igi Świątek do gry na trawie. A nie zawsze tak było. Wimbledon to dla niej wciąż poligon doświadczalny, a najważniejsze jest to, że wiemy o tym nie tylko my, ale przede wszystkim ona zdaje sobie z tego sprawę. Dlaczego to takie istotne? Bo Wimbledon jest najtrudniejszy do zdobycia ze wszystkich tytułów wielkoszlemowych. Ma na to wpływ fakt, że sezon na trawie jest bardzo krótki, a nawierzchnia szalenie wymagająca.
— Zdaję sobie sprawę z tego, że muszę się skupić na sobie, na ciągłym rozwoju. To proces nauki, jak grać coraz lepiej na trawie — przyznała Świątek na konferencji prasowej poprzedzającej Wimbledon. I nie jest to czcze gadanie.Rosnące umiejętności Świątek słychać i widać
Dosłownie z każdym kolejnym rozegranym przez Świątek meczem na trawie zauważalny jest progres. Mam wrażenie, że w poprzednich latach narzucała na siebie zbyt dużą presję, z którą przez ostatnie dwanaście miesięcy po prostu się oswoiła. To było nie tylko słychać na wspomnianej konferencji, ale też widać podczas pierwszego meczu przeciwko Sofii Kenin.
Amerykanka, która cztery lata temu sięgnęła po jedyne do tej pory zwycięstwo wielkoszlemowe (Australian Open), w zeszłym sezonie już w pierwszej rundzie ograła w Londynie Coco Gauff. We wtorek przeciwko Polce długimi fragmentami była bezradna, co w pewnym momencie okazywała gestami w kierunku swojego sztabu.Nie jest tajemnicą, że kluczem do zwycięstw na trawie jest urozmaicone i skuteczne podanie (w starciu z Kenin wygrała aż 84 proc. akcji po pierwszym serwisie). Świątek w zeszłym roku znalazła trochę czasu, by wraz z trenerem Tomaszem Wiktorowskim popracować nad techniką wykonywania serwisu. Od początku roku to zaczęło przynosić efekty.
Przed Wimbledonem Polka zrobiła sobie dłuższą, jak na realia tenisowe, przerwę. Jak przyznała, solidnie przepracowała ostatnie dwa tygodnie i szlifowała umiejętności przed Wimbledonem. — Miałam czas, by solidnie poćwiczyć. Jestem podekscytowana — zaznaczyła w niedzielę.
A we wtorek pokazała, że ta mieszanka solidnego treningu i podekscytowania może jej przynieść w Londynie wiele radości. Pokora, z jaką podchodzi do Wimbledonu, może jej tylko pomóc. Polka na starcie turnieju pokazała, że decyzja o tym, że nie będzie grała w żadnym turnieju przed Wimbledonem, w najmniejszym stopniu negatywnie nie wpłynęła na jej formę.
Nie ma potrzeby narzekać na drabinkę Igi. To rywalki powinny zacząć się