Polska mistrzyni zdobyła się na szczere wyznanie. Wylała się fala hejtu
Nie będę owijać w bawełnę. Spi***łam tę robotę koncertowo — powiedziała wprost Maria Andrejczyk tuż po przyjściu do stefy mieszanej. Widać było, że nie czuje się najlepiej, a pod koniec rozmowy wyznała, że ma wysoką gorączkę. Początkowo nie chciała opowiadać o problemach, z którymi mierzyła się w ostatnich dniach. Wszystko dlatego, że gdy ostatnio chciała być szczera z kibicami, zalała ją fala hejtu
Maria Andrejczyk zajęła ósme miejsce w rzucie oszczepem podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu
Polka błysnęła w kwalifikacjach, ale w kolejnych dniach miała duże problemy zdrowotne, które odbiły się na jej sobotnim występie
Początkowo nie chciała wspominać o tych kłopotach. — Po mistrzostwach Europy chciałam rzetelnie przekazać kibicom, co się dzieje, z czym musiałam się mierzyć. Właśnie wtedy pojawił się hejt, więc zastanawiam się, co ja w ogóle mam prawo powiedzieć — mówi.Więcej informacji znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Maria Andrejczyk rozpoczęła rywalizację w igrzyskach olimpijskich najlepiej jak tylko mogła. Już w pierwszym rzucie kwalifikacyjnym uzyskała najlepszy wynik w tym sezonie — 65,52 m i finalnie wygrała tę serię. Sama przyznała, że ten start, zaostrzył jej apetytŚwietnie psychicznie dźwignęłam te kwalifikacje. Dużo się działo, więc byłam z siebie niesamowicie dumna, że w pierwszym rzucie wszystko złożyło się ze sobą technicznie. A później… Przez trzy dni miałam gorączkę, zatrucie pokarmowe, odrętwiały staw skokowy. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy — mówiła w strefie mieszanej.
Niestety w sobotę na Stade de France zobaczyliśmy efekty gorszego samopoczucia naszej mistrzyni. Ani razu nie zdołała nawiązać do rezultatu z kwalifikacji. W swojej najlepszej próbie uzyskała 62,44 m, co dało jej ósme miejsce.
Maria Andrejczyk: spiłamrzyłam tę robotę koncertowo
— Słuchajcie, nie będę owijać w bawełnę. Spiłamrzyłam tę robotę koncertowo, bo poziom był żałośnie niski, dlatego żałuję, że nie udało się tej szansy wykorzystać. Wiem, co fizycznie działo się z moim organizmem przed, więc było dla mnie do przewidzenia, że może być różnie. Mogłabym jeszcze biczować się dalej, ale wiem, ile przeszłam oraz gdzie byłam chociażby w tamtym roku — usłyszeliśmy.
— Kiedy w październiku zaczęliśmy współpracować z trenerem Czarkiem Wojną, absolutnie nie wiedzieliśmy, gdzie dojdziemy. Przygotowania były różne, to była jedna wielka sinusoida. Dotychczas to mój najrówniejszy sezon w karierze, więc żal straszny. Zwłaszcza, że pokazałam bardzo wysoką formę w kwalifikacjach, co też rozbudziło mój apetyt, potwierdziło wiarę w siebie i to, że idziemy w dobrym kierunkiu — dodawała Andrejczyk.
Droga z Tokio, gdzie trzy lata temu sięgnęła po srebrny medal olimpijski do Paryża była wyboista. Nasza lekkoatletka mierzyła się z wieloma kontuzjami, zmieniała również trenerów. — Oszczep jest bardzo kontuzjogenną dyscypliną. Jestem jedną z niewielu medalistów, którzy w ogóle pojawili się na igrzyskach. Widać, że roszady są ogromne. To nie jest tak, że to Marysia jest kontuzjogenna, tylko wszyscy mierzą się z urazami. Wszyscy naprawdę dostają mocno po tyłku, jeśli chodzi o zdrowie, ale na tym polega ta konkurencja. Ale ja ją kocham i zamierzam walczyć jeszcze conajmniej cztery lata do Los Angeles — zadeklarowała.
Widzę, jak niektórzy to przeżywają”
Mistrzyni wzięła w obronę innych sportowców, którzy na codzień mierzą się z przykrymi komentarzami na swój temat. Zwłaszcza teraz, podczas igrzysk. — Widzę, że narracja jest coraz gorsza, a po igrzyskach w Tokio te błędy nie są już wybaczane. Wydaje mi się, że ogólnie to, co się teraz dzieje, sytuacja geopolityczna, rosnące ceny sprawiają, że ludzie się frustrują i muszą się gdzieś wyżyć. Ja akurat takimi ludźmi się nie otaczam, ale to akurat dość powszechny sposób na wypuszczenie tych emocji — mówiła.
— Mam do tego dystans i mówię i tym głośno, żeby zostało to zauważone. Chciałabym, żeby inni sportowcy też podchodzili do tego zdroworozsądkowo, bo widzę, jak niektórzy przeżywają. Wszyscy wywalczyli sobie miejsce na tych igrzyskach, a są nazywani turystami — usłyszeliśmy.
— To jest niesamowicie smutne, bo poświęcamy zdrowie fizyczne, psychiczne, żeby w ogóle się na takich igrzyskach znaleźć, a potem jakiś random w internecie zbiera tysiące polubień za to, że nam naubliża. To naprawdę łamie nam serca — zakończyła.
Nie będę owijać w bawełnę. Spi***łam tę robotę koncertowo — powiedziała wprost Maria Andrejczyk tuż po przyjściu do stefy mieszanej. Widać było, że nie czuje się najlepiej, a pod koniec rozmowy wyznała, że ma wysoką gorączkę. Początkowo nie chciała opowiadać o problemach, z którymi mierzyła się w ostatnich dniach. Wszystko dlatego, że gdy ostatnio chciała być szczera z kibicami, zalała ją fala hejtu
Maria Andrejczyk zajęła ósme miejsce w rzucie oszczepem podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu
Polka błysnęła w kwalifikacjach, ale w kolejnych dniach miała duże problemy zdrowotne, które odbiły się na jej sobotnim występie
Początkowo nie chciała wspominać o tych kłopotach. — Po mistrzostwach Europy chciałam rzetelnie przekazać kibicom, co się dzieje, z czym musiałam się mierzyć. Właśnie wtedy pojawił się hejt, więc zastanawiam się, co ja w ogóle mam prawo powiedzieć — mówi.Więcej informacji znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Maria Andrejczyk rozpoczęła rywalizację w igrzyskach olimpijskich najlepiej jak tylko mogła. Już w pierwszym rzucie kwalifikacyjnym uzyskała najlepszy wynik w tym sezonie — 65,52 m i finalnie wygrała tę serię. Sama przyznała, że ten start, zaostrzył jej apetytŚwietnie psychicznie dźwignęłam te kwalifikacje. Dużo się działo, więc byłam z siebie niesamowicie dumna, że w pierwszym rzucie wszystko złożyło się ze sobą technicznie. A później… Przez trzy dni miałam gorączkę, zatrucie pokarmowe, odrętwiały staw skokowy. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy — mówiła w strefie mieszanej.
Niestety w sobotę na Stade de France zobaczyliśmy efekty gorszego samopoczucia naszej mistrzyni. Ani razu nie zdołała nawiązać do rezultatu z kwalifikacji. W swojej najlepszej próbie uzyskała 62,44 m, co dało jej ósme miejsce.
Maria Andrejczyk: spiłamrzyłam tę robotę koncertowo
— Słuchajcie, nie będę owijać w bawełnę. Spiłamrzyłam tę robotę koncertowo, bo poziom był żałośnie niski, dlatego żałuję, że nie udało się tej szansy wykorzystać. Wiem, co fizycznie działo się z moim organizmem przed, więc było dla mnie do przewidzenia, że może być różnie. Mogłabym jeszcze biczować się dalej, ale wiem, ile przeszłam oraz gdzie byłam chociażby w tamtym roku — usłyszeliśmy.
— Kiedy w październiku zaczęliśmy współpracować z trenerem Czarkiem Wojną, absolutnie nie wiedzieliśmy, gdzie dojdziemy. Przygotowania były różne, to była jedna wielka sinusoida. Dotychczas to mój najrówniejszy sezon w karierze, więc żal straszny. Zwłaszcza, że pokazałam bardzo wysoką formę w kwalifikacjach, co też rozbudziło mój apetyt, potwierdziło wiarę w siebie i to, że idziemy w dobrym kierunkiu — dodawała Andrejczyk.
Droga z Tokio, gdzie trzy lata temu sięgnęła po srebrny medal olimpijski do Paryża była wyboista. Nasza lekkoatletka mierzyła się z wieloma kontuzjami, zmieniała również trenerów. — Oszczep jest bardzo kontuzjogenną dyscypliną. Jestem jedną z niewielu medalistów, którzy w ogóle pojawili się na igrzyskach. Widać, że roszady są ogromne. To nie jest tak, że to Marysia jest kontuzjogenna, tylko wszyscy mierzą się z urazami. Wszyscy naprawdę dostają mocno po tyłku, jeśli chodzi o zdrowie, ale na tym polega ta konkurencja. Ale ja ją kocham i zamierzam walczyć jeszcze conajmniej cztery lata do Los Angeles — zadeklarowała.
Widzę, jak niektórzy to przeżywają”
Mistrzyni wzięła w obronę innych sportowców, którzy na codzień mierzą się z przykrymi komentarzami na swój temat. Zwłaszcza teraz, podczas igrzysk. — Widzę, że narracja jest coraz gorsza, a po igrzyskach w Tokio te błędy nie są już wybaczane. Wydaje mi się, że ogólnie to, co się teraz dzieje, sytuacja geopolityczna, rosnące ceny sprawiają, że ludzie się frustrują i muszą się gdzieś wyżyć. Ja akurat takimi ludźmi się nie otaczam, ale to akurat dość powszechny sposób na wypuszczenie tych emocji — mówiła.
— Mam do tego dystans i mówię i tym głośno, żeby zostało to zauważone. Chciałabym, żeby inni sportowcy też podchodzili do tego zdroworozsądkowo, bo widzę, jak niektórzy przeżywają. Wszyscy wywalczyli sobie miejsce na tych igrzyskach, a są nazywani turystami — usłyszeliśmy.
— To jest niesamowicie smutne, bo poświęcamy zdrowie fizyczne, psychiczne, żeby w ogóle się na takich igrzyskach znaleźć, a potem jakiś random w internecie zbiera tysiące polubień za to, że nam naubliża. To naprawdę łamie nam serca — zakończyła.