Koniec nadziei Igi Świątek! Koszmarny zwrot, absolutna sensacja
Koszmar Igi Świątek! Polka grała naprawdę nieźle i potrafiła wykorzystać swoją szansę, by wygrać pierwszego seta z Julią Putincewą 6:3. I wtedy… doszło do zupełnie niespodziewanego zwrotu. Przeciwniczka sensacyjnie zanotowała fantastyczną serię dziewięciu wygranych gemów z rzędu, deklasując liderkę rankingu na korcie numer 1. Putincewa zwyciężyła 3:6, 6:1, 6:2, eliminując Igę Świątek z Wimbledonu!
Kto by się spodziewał takiego zwrotu po pierwszym secie? Julia Putincewa rozegrała prawdopodobnie jeden z najlepszych meczów w karierze
Iga Świątek nie potrafiła pójść za ciosem po otwierającej partii. Wyglądała, jakby nie wierzyła w przerwanie passy przeciwniczki
To koniec serii 21 zwycięstw Igi Świątek z rzędu. Ta passa trwała od pierwszego spotkania w Madrycie
To właśnie Putincewa zagra w IV rundzie z Jeleną Ostapenko. Tymczasem pierwsza rakieta świata wróci do gry dopiero w igrzyskach olimpijskich w Paryżu
Więcej informacji znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Choć Iga Świątek mogła czuć się zdecydowaną faworytką meczu z Julią Putincewą, to mimo wszystko pozostawało trochę niepewności. Polka wygrała wszystkie cztery dotychczasowe spotkania z tą przeciwniczką, pozwalając jej ugrać co najwyżej cztery gemy w secie, ale… Putincewa robiła wszystko, by liderka nie wspominała tych zwycięstw
Wystarczy wspomnieć dwa ostatnie spotkania z Kazaszką, w trakcie których prowokowała Świątek. Chciała zrobić wszystko, by wyprowadzić faworytkę z równowagi, uciekając się również do niesportowych gestów. Na szczęście nasza tenisistka potrafiła zignorować gesty przeciwniczki, o czym zresztą sama opowiadała na konferencji prasowej po spotkaniu z Petrą Martić
By pokonać Świątek, i to nawet na nawierzchni trawiastej, Putincewa musiała zaprezentować znacznie wyższy poziom niż w poprzednich ich starciach. O to wcale nie było łatwo, bo Polka pokazuje nam, że na trawie radzi sobie coraz lepiej z każdym kolejnym rokiem. I to mogło napawać nas optymizmem.
Panie już przed meczem mogły dowiedzieć się, że zwycięstwo da im mecz z Jeleną Ostapenko w IV rundzie. To jedna z najgorszych możliwych przeciwniczek dla liderki rankingu, która przegrała z Łotyszką wszystkie cztery dotychczasowe spotkania. Dziś jednak trzeba było skupić się na wcześniejszym zadaniu.
Polka rozpoczęła mecz bardzo pewnie, idealnym gemem serwisowym, a już w kolejnym wypracowała sobie dwa pierwsze break pointy. Julia Putincewa, co zaskakujące, na początku wyglądała tak, jakby zupełnie nie miała pomysłu na zaskoczenie pierwszej rakiety świata. I choć po chwili pojawiła się też trzecia i czwarta szansa, Kazaszka z pewną dawką szczęścia zdołała utrzymać podanie.
W jej ślady poszła Świątek, ponowie utrzymując serwis bardzo pewnie. Gemy serwisowe Putincewej wyglądały jednak zupełnie inaczej, bo przez cały czas było bardzo groźnie i wydawało się, że wkrótce może dojść do przełamania na korzyść faworytki
Niemoc przełamana
Przy kolejnej okazji Polka była już absolutnie bezlitosna. Choć początkowo w dwóch gemach serwisowych Putincewej Świątek nie potrafiła zadać decydującego ciosu, w końcu przy trzeciej próbie wygrała wszystkie cztery punkty w gemie, wychodząc na prowadzenie 4:2. I wydawało się, że w tym momencie spotkanie było pod jej pełną kontrolą.
A gdy Świątek zanotowała trzeciego asa serwisowego w meczu, Kazaszka znów postanowiła pokazać swoje ciemniejsze oblicze. Zaczęła bardzo nerwowo gestykulować w kierunku swojego sztabu, wyrażając pretensje. Trudno jednak powiedzieć, dlaczego, bo obiekcje mogła mieć tak naprawdę tylko do własnej postawy. Choć w końcu ambitniej postawiła się przy serwisie Świątek, i tak przegrywała 2:5.
nagle, zupełnie niespodziewanie, Putincewa… wróciła na wysoki poziom. Pewnie wygrała gem serwisowy, a potem doprowadziła do break pointu po fenomenalnym skrócie prost z returnu. Ten drop shot rozwścieczył Świątek i choć wyratowała się chwilę później, to pojawiła się jeszcze jedna szansa na odrobienie strat.
Putincewa rozegrała prawdopodobnie najlepszy gem na returnie, miała łącznie trzy break pointy, ale… to wciąż było za mało, bo Iga Świątek fenomenalnie wyratowała się z niewielkich opresji. Jedyna szansa na zakończenie seta przyniosła upragnione prowadzenie 6:3, ale postawa Kazaszki z końcówki partii dawała nam do zrozumienia, że wciąż czeka nas sporo emocji.
To nie był wcale wybitny set Igi Świątek, ale konsekwentnie utrzymywała wysoki poziom do samego końca i nie przejmowała się chwilowymi skokami formy przeciwniczki. Dzięki temu udało jej się utrzymać prowadzenie. Druga partia to rozpoczęcie wszystkiego od nowa i trzeba było jak najszybciej skupić się na tym, by kolejny raz skorzystać ze słabszego serwisu Putincewej.
Nad Londynem przechodziło oberwanie chmury, co wywoływało niebywały hałas nad kortem centralnym i… jakby mocno rozproszyło Igę Świątek, która na początku drugiej partii prezentowała się nieco słabiej. W tych trudnych warunkach trzeba było bronić kolejnego break pointu przy stanie 1:2. I tym razem niestety nie udało się uratować sytuacji.
Sensacyjny zwrot
Julia Putincewa prowadziła 3:1 i patrząc na to, jak przebiegał drugi set, było to niestety prowadzenie zasłużona. Kazaszka ani myślała tracić wiary w odrobienie strat i wróciła do gry z przytupem, chcąc pokazać, że nie powinniśmy jej skreślać. Kazaszka nie zatrzymywała się i choć miała po drodze problemy, to utrzymała serwis, wychodząc na komfortowe prowadzenie 4:1. A przypomnijmy, że nigdy wcześniej nie zdobyła więcej niż cztery gemy w spotkaniach z Polką.
Tym razem wreszcie dopięła swego, i to po kolejnym przełamaniu, dzięki któremu było już 5:1 dla rywalki. Iga Świątek wydawała się sfrustrowana przebiegiem drugiego seta i wyglądało to tak, jakby była pogodzona z utraceniem swojej przewagi. Patrząc na pierwszą partię, można było mówić o sporej niespodziance. Putincewa wygrała drugą partię 6:1 i wszystko zaczęło się od nowa.
Zmiana tak zwanego momentum była kluczowa. Putincewa cały czas była przekonana, że nie brakuje jej wiele, by zaskoczyć liderkę rankingu i wyeliminować ją z Wimbledonu, z kolei Świątek musiała w trzecim secie zaprezentować się lepiej nie tylko niż w drugim, ale również niż nawet w pierwszym. Kazaszka była niesamowicie napędzona i wyglądała na gotową do sprawienia sensacji. Polka potrzebowała znacznego podniesienia poziomu.