Jedna rzecz uratowała Rosjanina od wyrzucenia z Wimbledonu po skandalu
Daniił Miedwiediew przegrał półfinałowy pojedynek Wimbledonu z Carlosem Alcarazem 7:6(1), 3:6, 4:6, 4:6, a przy okazji przypomniał o swoim zachowaniu. Rosjanin rzucił w kierunku greckiej arbiter — po niekorzystnej dla niego decyzji — “pi***** się!”. Zachowanie Miedwiediewa skomentował Bartosz Ignacik. — Od razu wiedziałem, co się święci, gdy sędzia Eva Asderaki poprosiła na kort Supervisora. Przez chwilę myślałem nawet, że ten mecz może się skończyć już w pierwszym secie — mówi wprost dziennikarz Canal+ Sport w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.
Miedwiediew w pierwszym secie prowadził już 5:2, a mimo to potrzebował tie-breaka do objęcia prowadzenia w meczu 1:0. Nie to jednak było głównym tematem po pierwszej partii. W trakcie jej trwania Rosjanin rzucił kilkukrotnie w stronę greckiej arbiter Evy Asderaki “pi***** się!”, a to w rozmowie z nami komentuje Bartosz Ignacik.
— W kilku miejscach na świecie takie zachowanie przeszłoby bez echa, ale ze względu na to, że turniej na Wimbledonie jest zupełnie inny niż wszystkie, to takie zachowanie oczywiście nie przystoi. Ale też wiemy, że Daniił Miedwiediew nie pierwszy raz miewa problemy z tenisowym prawem — zaczyna dziennikarz Canal+ Sport.
Rosjanin znany jest z takich impulsywnych zachowań. Ja od razu wiedziałem, co się święci, gdy sędzia Eva Asderaki poprosiła na kort Supervisora. Przez chwilę myślałem nawet, że ten mecz się może skończyć. Wszyscy byli w szoku po tym, jak zachował się Miedwiediew. Jednak myślę, że pani sędzia nie chciała psuć tak dużego tenisowego święta — zauważa Ignacik.
— Gdyby półfinał został przerwany w takim momencie, to wydaje mi się, że publiczność nie byłaby zbytnio zadowolona. Uznano po prostu, że lepiej będzie, gdy o wszystkim rozstrzygnie tenis, a nie dyskwalifikacja — dodaje.