Polak najadł się strachu. Awansował do finału Wimbledonu i wypalił
Nie Iga Świątek, nie Hubert Hurkacz, a Jan Zieliński będzie jedynym polskim przedstawicielem w finale tegorocznego Wimbledonu. Nasz rodak wraz z Su-Wei Hsieh napisał kolejną w tym sezonie piękną historię i w niedzielę powalczy o drugi wielkoszlemowy tytuł w mikście. W piątkowym półfinale nie obyło się jednak bez problemów. 27-latek najadł się trochę strachu z powodów pozasportowych.
Polscy kibice w ostatnich latach dumni są nie tylko z Igi Świątek oraz Huberta Hurkacza, którzy odnieśli mnóstwo sukcesów w singlowych zmaganiach w różnych zakątkach świata. Coraz bardziej popularny poza granicami naszego kraju robi się również specjalizujący się w grze podwójnej Jan Zieliński. “Biało-Czerwony” wraz z Hugo Nysem należy do szerokiej czołówki deblistów, czego najlepszym dowodem jest zeszłoroczny awans do finału Rolanda Garrosa. Obaj panowie niestety nie powtórzyli tego wyczynu w sezonie 2024, lecz nie oznacza to, że warszawianin nie ma innych powodów do radości.
Jan Zieliński powalczy o kolejnego Wielkiego Szlema. Było nerwowoW styczniu 27-latek w końcu dopiął swego i po raz pierwszy w karierze triumfował w Wielkim Szlemie. Polak życiowy sukces osiągnął u boku Su-Wei Hsieh, z którą na korcie rozumie się jak mało kto. O tym, że zwycięstwo w Australian Open nie było przypadkowe świadczą kolejne zmagania w wykonaniu tejże pary. Dobrą passę duet kontynuuje na Wimbledonie. W piątkowy wieczór nasz rodak awansował do finału imprezy. Kilka dni wcześniej spełnił z kolei dziecięce marzenie i rozegrał pojedynek na korcie centralnym.12 lipca nie brakowało dramaturgii również w kwestiach pozasportowych. W pewnym momencie istniało ryzyko, że w piątek nie uda się rozegrać całego pojedynku przeciwko Michaelowi Venusowi oraz Erin Routliffe. Powodem były opóźnienia, które w turniejach tenisowych nie są niczym nowym.”Musieliśmy grać w piątek. To było pewne bo Su-Wei Hsieh w sobotę ma finał debla, więc trzeba było to skończyć. Jedyna przeszkoda była taka, że musieliśmy zamknąć spotkanie do 23:00. Po tej godzinie kończą się wszystkie mecze i już nie można grać tego dnia. Początkowo była szansa, że wejdziemy na kort numer dwa. Potem zrobiło się tam ciemno. Moglibyśmy tam zacząć seta, a następnie przenieść się na “jedynkę”. To było trochę męczące, ale na szczęście para meksykańska, którą spotkamy w finale, uciągnęła tie-breaka. Wspomniany mecz zakończył się w dwóch setach, dlatego mogliśmy wyjść na kort numer jeden” – oznajmił 27-latek w rozmowie z Polsatem Sport.
Wspomniane zawirowania na szczęście nie wpłynęły na dyspozycję polsko-tajwańskiej pary. Ta zameldowała się w finale bez straty seta. Nerwowe momenty miały miejsce tak naprawdę tylko w pierwszym secie. Doszło w nim do tie-breaka. Trzynasty gem zakończył się happy-endem dla sportowca z kraju nad Wisłą i jego partnerki. W drugiej partii oboje poszli za ciosem, dzięki czemu w niedzielę staną przed szansą na triumf w mikście.Finał Wimbledonu w niedzielę. Jan Zieliński już nie może się doczekać”Mam nadzieję, że dopiszę piękną kartę polskiego debla i zrobię to, co udało się mojemu wielkiemu idolowi Łukaszowi Kubotowi, na którym wzorowałem się całe życie” – zapowiedział Jan Zieliński. Po drugiej stronie siatki 14 lipca znajdą się Santiago Gonzalez oraz Giuliana Olmos. Relacja w Interia Sport.
Nie Iga Świątek, nie Hubert Hurkacz, a Jan Zieliński będzie jedynym polskim przedstawicielem w finale tegorocznego Wimbledonu. Nasz rodak wraz z Su-Wei Hsieh napisał kolejną w tym sezonie piękną historię i w niedzielę powalczy o drugi wielkoszlemowy tytuł w mikście. W piątkowym półfinale nie obyło się jednak bez problemów. 27-latek najadł się trochę strachu z powodów pozasportowych.
Polscy kibice w ostatnich latach dumni są nie tylko z Igi Świątek oraz Huberta Hurkacza, którzy odnieśli mnóstwo sukcesów w singlowych zmaganiach w różnych zakątkach świata. Coraz bardziej popularny poza granicami naszego kraju robi się również specjalizujący się w grze podwójnej Jan Zieliński. “Biało-Czerwony” wraz z Hugo Nysem należy do szerokiej czołówki deblistów, czego najlepszym dowodem jest zeszłoroczny awans do finału Rolanda Garrosa. Obaj panowie niestety nie powtórzyli tego wyczynu w sezonie 2024, lecz nie oznacza to, że warszawianin nie ma innych powodów do radości.
Jan Zieliński powalczy o kolejnego Wielkiego Szlema. Było nerwowoW styczniu 27-latek w końcu dopiął swego i po raz pierwszy w karierze triumfował w Wielkim Szlemie. Polak życiowy sukces osiągnął u boku Su-Wei Hsieh, z którą na korcie rozumie się jak mało kto. O tym, że zwycięstwo w Australian Open nie było przypadkowe świadczą kolejne zmagania w wykonaniu tejże pary. Dobrą passę duet kontynuuje na Wimbledonie. W piątkowy wieczór nasz rodak awansował do finału imprezy. Kilka dni wcześniej spełnił z kolei dziecięce marzenie i rozegrał pojedynek na korcie centralnym.12 lipca nie brakowało dramaturgii również w kwestiach pozasportowych. W pewnym momencie istniało ryzyko, że w piątek nie uda się rozegrać całego pojedynku przeciwko Michaelowi Venusowi oraz Erin Routliffe. Powodem były opóźnienia, które w turniejach tenisowych nie są niczym nowym.”Musieliśmy grać w piątek. To było pewne bo Su-Wei Hsieh w sobotę ma finał debla, więc trzeba było to skończyć. Jedyna przeszkoda była taka, że musieliśmy zamknąć spotkanie do 23:00. Po tej godzinie kończą się wszystkie mecze i już nie można grać tego dnia. Początkowo była szansa, że wejdziemy na kort numer dwa. Potem zrobiło się tam ciemno. Moglibyśmy tam zacząć seta, a następnie przenieść się na “jedynkę”. To było trochę męczące, ale na szczęście para meksykańska, którą spotkamy w finale, uciągnęła tie-breaka. Wspomniany mecz zakończył się w dwóch setach, dlatego mogliśmy wyjść na kort numer jeden” – oznajmił 27-latek w rozmowie z Polsatem Sport.
Wspomniane zawirowania na szczęście nie wpłynęły na dyspozycję polsko-tajwańskiej pary. Ta zameldowała się w finale bez straty seta. Nerwowe momenty miały miejsce tak naprawdę tylko w pierwszym secie. Doszło w nim do tie-breaka. Trzynasty gem zakończył się happy-endem dla sportowca z kraju nad Wisłą i jego partnerki. W drugiej partii oboje poszli za ciosem, dzięki czemu w niedzielę staną przed szansą na triumf w mikście.Finał Wimbledonu w niedzielę. Jan Zieliński już nie może się doczekać”Mam nadzieję, że dopiszę piękną kartę polskiego debla i zrobię to, co udało się mojemu wielkiemu idolowi Łukaszowi Kubotowi, na którym wzorowałem się całe życie” – zapowiedział Jan Zieliński. Po drugiej stronie siatki 14 lipca znajdą się Santiago Gonzalez oraz Giuliana Olmos. Relacja w Interia Sport.
Nie Iga Świątek, nie Hubert Hurkacz, a Jan Zieliński będzie jedynym polskim przedstawicielem w finale tegorocznego Wimbledonu. Nasz rodak wraz z Su-Wei Hsieh napisał kolejną w tym sezonie piękną historię i w niedzielę powalczy o drugi wielkoszlemowy tytuł w mikście. W piątkowym półfinale nie obyło się jednak bez problemów. 27-latek najadł się trochę strachu z powodów pozasportowych.
Polscy kibice w ostatnich latach dumni są nie tylko z Igi Świątek oraz Huberta Hurkacza, którzy odnieśli mnóstwo sukcesów w singlowych zmaganiach w różnych zakątkach świata. Coraz bardziej popularny poza granicami naszego kraju robi się również specjalizujący się w grze podwójnej Jan Zieliński. “Biało-Czerwony” wraz z Hugo Nysem należy do szerokiej czołówki deblistów, czego najlepszym dowodem jest zeszłoroczny awans do finału Rolanda Garrosa. Obaj panowie niestety nie powtórzyli tego wyczynu w sezonie 2024, lecz nie oznacza to, że warszawianin nie ma innych powodów do radości.
Jan Zieliński powalczy o kolejnego Wielkiego Szlema. Było nerwowoW styczniu 27-latek w końcu dopiął swego i po raz pierwszy w karierze triumfował w Wielkim Szlemie. Polak życiowy sukces osiągnął u boku Su-Wei Hsieh, z którą na korcie rozumie się jak mało kto. O tym, że zwycięstwo w Australian Open nie było przypadkowe świadczą kolejne zmagania w wykonaniu tejże pary. Dobrą passę duet kontynuuje na Wimbledonie. W piątkowy wieczór nasz rodak awansował do finału imprezy. Kilka dni wcześniej spełnił z kolei dziecięce marzenie i rozegrał pojedynek na korcie centralnym.12 lipca nie brakowało dramaturgii również w kwestiach pozasportowych. W pewnym momencie istniało ryzyko, że w piątek nie uda się rozegrać całego pojedynku przeciwko Michaelowi Venusowi oraz Erin Routliffe. Powodem były opóźnienia, które w turniejach tenisowych nie są niczym nowym.”Musieliśmy grać w piątek. To było pewne bo Su-Wei Hsieh w sobotę ma finał debla, więc trzeba było to skończyć. Jedyna przeszkoda była taka, że musieliśmy zamknąć spotkanie do 23:00. Po tej godzinie kończą się wszystkie mecze i już nie można grać tego dnia. Początkowo była szansa, że wejdziemy na kort numer dwa. Potem zrobiło się tam ciemno. Moglibyśmy tam zacząć seta, a następnie przenieść się na “jedynkę”. To było trochę męczące, ale na szczęście para meksykańska, którą spotkamy w finale, uciągnęła tie-breaka. Wspomniany mecz zakończył się w dwóch setach, dlatego mogliśmy wyjść na kort numer jeden” – oznajmił 27-latek w rozmowie z Polsatem Sport.
Wspomniane zawirowania na szczęście nie wpłynęły na dyspozycję polsko-tajwańskiej pary. Ta zameldowała się w finale bez straty seta. Nerwowe momenty miały miejsce tak naprawdę tylko w pierwszym secie. Doszło w nim do tie-breaka. Trzynasty gem zakończył się happy-endem dla sportowca z kraju nad Wisłą i jego partnerki. W drugiej partii oboje poszli za ciosem, dzięki czemu w niedzielę staną przed szansą na triumf w mikście.Finał Wimbledonu w niedzielę. Jan Zieliński już nie może się doczekać”Mam nadzieję, że dopiszę piękną kartę polskiego debla i zrobię to, co udało się mojemu wielkiemu idolowi Łukaszowi Kubotowi, na którym wzorowałem się całe życie” – zapowiedział Jan Zieliński. Po drugiej stronie siatki 14 lipca znajdą się Santiago Gonzalez oraz Giuliana Olmos. Relacja w Interia Sport.