Hubert Hurkacz wciąż czeka. Nagle gruchnęły wieści. “Kuriozalny pomysł”
Po kontuzji odniesionej na Wimbledonie Hubert Hurkacz wciąż walczy o udział w igrzyskach olimpijskich. We wtorek media obiegła informacja, że najlepszy polski tenisista do Paryża poleci z 17-letnią siostrą, która, przynajmniej “na papierze” ma pełnić funkcję jego sparingpartnerki. — Przyznaję szczerze, że po przeczytaniu tej informacji osłupiałem, po prostu opadły mi ręce. Nie sądziłem, że Hubert może wpaść na tak kompletnie kuriozalny pomysł — ocenia Tomasz Wolfke, komentator stacji Eurosport.
Maciej Trąbski: Kontuzja Huberta Hurkacza przez kilkanaście dni była utrzymywana w tajemnicy. Wiemy, że w poniedziałek przeszedł drobny zabieg na prawym kolanie, w pocie czoła pracuje, by zagrać na igrzyskach olimpijskich. Wiemy również, że do Paryża poleci z siostrą — Niką, która jedzie w roli jego “sparingpartnerki”.
Tomasz Wolfke (komentator Eurosportu): Przyznaję szczerze, że po przeczytaniu tej informacji osłupiałem, po prostu opadły mi ręce. Nie sądziłem, że Hubert może wpaść na tak kompletnie kuriozalny pomysł.
Z całym szacunkiem dla Niki Hurkacz, trzymam kciuki, żeby za kilka lat poszła w ślady brata, ale trudno uwierzyć, by mogła być dla niego wartościową sparingpartnerką na czas igrzysk.
Jeżeli już zabierać sparingpartnera, to takiego, który po pierwsze byłby dla niego jakimś sensownym partnerem do treningu czyli mężczyznę. Po drugie, żeby był również sparingpartnerem dla Magdaleny Fręch i Magdy Linette.
Iga Świątek zabiera do Paryża Tomka Moczka, z którym trenuje przez cały sezon, a wiadomo, że tenisistki klasy Fręch i Linette czyli pierwszej pięćdziesiątki rankingu WTA powinny sparować z mężczyznami. W tej kwestii nie ma w ogóle żadnej dyskusji.
Podam przykład. Rok temu podczas turnieju BNP Paribas Warsaw Open (który wygrała Świątek — przyp. red.) sparingpartnerami byli zdolni polscy juniorzy. Pomysł, żeby 17-letnią juniorkę nazywać sparingpartnerką w ekipie olimpijskiej, to ręce opadają.
Wiemy, że na liście polskiej reprezentacji tenisowej na igrzyska nie znalazł się Craig Boynton. Amerykański trener Hurkacza nie mógł się na niej znaleźć, bo jego paszport wygasa na początku przyszłego roku.
Tak i ten wątek sprawia, że moja opinia na całą tę sytuację nieco łagodnieje. Wydaje mi się, że skoro Hubert nie mógł wstawić Craiga do sztabu trenerskiego, to chciał wziąć ze sobą jakąś bliską mu osobę. Wierzę, że Hubert naprawdę rehabilituje się po 12 godz. na dobę, tak jak informuje jego sztab, a w takiej sytuacji nawet rozsądniej byłoby wziąć fizjoterapeutę, a nawet matkę, która w przeszłości była bardzo dobrą tenisistką.
Wydawać by się mogło, że ważność paszportu jest zbyt kuriozalnym powodem, by nie jechać na igrzyska, tym bardziej że Boynton regularnie podróżuje.
Paszport otrzymujesz na 10 lat, podobnie jak prawo jazdy. Wówczas wydaje się, że to wieczność, a później mijają lata i czasem taka sytuacja może się zdarzyć. Z drugiej jest to dziwne, że jedziesz w lipcu na igrzyska, paszport masz ważny do lutego kolejnego roku i okazuje się, że on w myśl organizatorów nie jest już aktualny.
Pamiętam, że w akredytacji, którą otrzymałem na igrzyska w Tokio trzy lata temu, to też się zdziwiłem, bo wymagana była ważność zarówno karty kredytowej, jak i paszportu na następny rok. Nie wiem po co, chyba po to, żeby ktoś nie został w Japonii z nieważnym paszportem. Nie mam pojęcia, czy tak samo jest teraz we Francji, ale rzeczywiście taki przepis istnieje.
Jeśli Boynton o nim nie wiedział, to nie jest to jakieś “przestępstwo” straszliwe. Zwłaszcza że na igrzyska jeździ raz na cztery lata, a w Tokio go nie było.