Sprawa Huberta Hurkacza wywołała burzę. Słyszymy: to żenujące!
— Nie rozumiem jednak, jak osoba, która jest na szczycie w polskim sporcie, może się wypowiadać w taki sposób, że Hubert powinien polecieć do Paryża, odbić kartę i dać miejsce. Namawianie do obchodzenia przepisów, oszukiwania jest żenujące. Robienie miejsca jakimiś sztuczkami — mówi Marcin Matkowski w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet, nawiązując tym samym do słów Radosława Piesiewicza, prezesa PKOl. I dodaje, że winić należy “idiotyczne przepisy, a nie Huberta Hurkacza”.
Świadczy o tym fakt, że Hubert już w niedzielę pojawił się na korcie. Co prawda jeszcze nie był w stanie grać, ale prawdopodobnie nie trzeba będzie czekać aż do Australii.
Maciej Trąbski, Przegląd Sportowy Onet: Lekarz, który operował Huberta, tydzień temu powiedział, że Hubert jest zdrowy i tylko od jego motoryki zależy, czy zdąży wrócić na igrzyska. Z kolei w wywiadzie z Pawłem Kuwikiem z Eurosportu “Hubi” w czwartek przyznał, że ośmiu na dziesięciu lekarzy rekomendowało mu wznowienie gry od nowego roku. Zaskoczyła pana ta rozbieżność w przekazie?
Marcin Matkowski: Hubert powiedział, że robi wszystko, żeby być gotowym na Stany Zjednoczone. Po rezonansie magnetycznym ośmiu na dziesięciu lekarzy mu faktycznie zarekomendowało powrót na początku przyszłego roku, ale mam nadzieję, że to jest jednak mniej groźna kontuzja, niż wydawało się na początku.
Świadczy o tym fakt, że Hubert już w niedzielę pojawił się na korcie. Co prawda jeszcze nie był w stanie grać, ale prawdopodobnie nie trzeba będzie czekać aż do Australii.
Mam wrażenie, że lekarz powinien zapytać o zgodę pacjenta, czy może mówić na temat jego zdrowia. Nie wiem, czy było to uzgodnione z Hubertem, ale moim zdaniem lekarz powinien być zaufaną osobą.
Dla mnie bardziej wiążące jest to, co usłyszałem w wywiadzie Huberta — szykuje się na to, by być gotowym na któryś z turniejów w Stanach Zjednoczonych. W takim wypadku za miesiąc lub może trochę wcześniej powinien być już gotowy do gry.
Maciej Trąbski, Przegląd Sportowy Onet: Lekarz, który operował Huberta, tydzień temu powiedział, że Hubert jest zdrowy i tylko od jego motoryki zależy, czy zdąży wrócić na igrzyska. Z kolei w wywiadzie z Pawłem Kuwikiem z Eurosportu “Hubi” w czwartek przyznał, że ośmiu na dziesięciu lekarzy rekomendowało mu wznowienie gry od nowego roku. Zaskoczyła pana ta rozbieżność w przekazie?
Marcin Matkowski: Hubert powiedział, że robi wszystko, żeby być gotowym na Stany Zjednoczone. Po rezonansie magnetycznym ośmiu na dziesięciu lekarzy mu faktycznie zarekomendowało powrót na początku przyszłego roku, ale mam nadzieję, że to jest jednak mniej groźna kontuzja, niż wydawało się na początku.
Świadczy o tym fakt, że Hubert już w niedzielę pojawił się na korcie. Co prawda jeszcze nie był w stanie grać, ale prawdopodobnie nie trzeba będzie czekać aż do Australii.
Mam wrażenie, że lekarz powinien zapytać o zgodę pacjenta, czy może mówić na temat jego zdrowia. Nie wiem, czy było to uzgodnione z Hubertem, ale moim zdaniem lekarz powinien być zaufaną osobą.
Dla mnie bardziej wiążące jest to, co usłyszałem w wywiadzie Huberta — szykuje się na to, by być gotowym na któryś z turniejów w Stanach Zjednoczonych. W takim wypadku za miesiąc lub może trochę wcześniej powinien być już gotowy do gry.
Czy pana zdaniem komunikacyjnie cała sprawa z kontuzją Huberta została dobrze, czy źle rozegrana?
Najważniejszą komunikacją jest ta pomiędzy Hubertem i innymi zawodnikami, czyli mam tu na myśli głównie Janka Zielińskiego i Igę Świątek. Z tego, co widziałem, jak Iga wydała swojego oświadczenie, to wiedziała o planach Huberta wcześniej, od razu po tym treningu, po którym podjął decyzję.
To już pewne. Iga Świątek straci punkty, przewaga topnieje
Również Janek Zieliński dowiedział się wcześniej. Być może kibicom się wydaje, że Hubert powinien cały czas informować, jaka jest sytuacja, być może ten lekarz niepotrzebnie powiedział, że jest “bardzo dobrze” i że Hubert jak najbardziej ma szansę wrócić. Nie wiem, na jakiej podstawie brał takie oświadczenie, ale z zespołu Huberta takiego przekazu nie było.
Być może można to było komunikacyjnie nieco inaczej przeprowadzić, ale Hubert o komunikacji wcześniej nie myślał, tylko robił wszystko, by być gotowym na Paryż. Nie udało się, a teraz on jest w tym wszystkim najbardziej poszkodowany.
Rozumiem opinię części kibiców, bo oni kierują się emocjami, ale nie rozumiem jednak, jak osoba, która jest na szczycie w polskim sporcie, może się wypowiadać w taki sposób, że Hubert powinien polecieć do Paryża, odbić kartę i dać miejsce. Namawianie do obchodzenia przepisów, oszukiwania jest żenujące. Robienie miejsca jakimiś sztuczkami.
Polecamy: Koniec wspaniałej serii Mai Chwalińskiej. Nie będzie Polki w finale
Po słowach prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego w sieci zawrzało.
Powiem w ten sposób: tam, gdzie jest Iga, Hubert i inni topowi sportowcy, na skróty się nie dochodzi. Tutaj wyszła chyba jakaś chęć pójścia na skróty, załatwienia czegoś po cichu. Oświadczenia i takie głosy szkalujące Huberta.
Koniec wspaniałej serii Mai Chwalińskiej. Nie będzie Polki w finale
Skoro mieliśmy już losowanie, to oczywiste jest, że ewentualnie do turnieju wejdą zawodnicy z listy oczekujących. Słowa prezesa o podbijaniu karty jak robotnik, który idzie do pracy, nawoływanie Huberta do złamania zasad fair play jest zupełnie nie na miejscu. Tym bardziej że on w ogóle nie jest zdolny do gry, a to jest narracja, jakby on się zatruł i miał dwa dni gorączkę.
Kibice z pewnością są zawiedzeni straconymi potencjalnymi szansami medalowymi. Trudno im się dziwić, bo od dawna mówiło się o tenisie, jako o jednej z niewielu dyscyplin, w której mamy potencjał na więcej niż jeden medal.
Ja całkowicie rozumiem rozgoryczenie kibiców. Jest mi bardzo smutno, bo potrafię sobie wyobrazić, jak musi się czuć Janek (Zieliński — przyp. red.). To jest wielka tragedia dla zawodnika, ale wymagać od Huberta, żeby jechał do Paryża, delikatnie mówiąc, nie jest w porządku.
On jest w tej sytuacji traktowany nie podmiotowo, ale przedmiotowo: idź, jedź, wejdź, zagraj. Ja byłem zszokowany, że osoba na takim stanowisku mogła coś takiego oficjalnie powiedzieć. Złość powinna być skierowana na idiotyczne przepisy, a nie na Huberta.
Pierwszy finał WTA. Polka wyznaje: nie byłam sobą
Przypomnijmy, że w regulaminie turnieju olimpijskiego nie ma dzikich kart do miksta. Z tego, co udało mi się ustalić, to jest szansa, że dzięki interwencji Polskiego Związku Tenisa jest szansa na zmianę od kolejnych igrzysk w Los Angeles.