6:0 i nagle zwrot. Koszmar Igi Świątek. A trzeci set? Absolutny horror
Rywalka Igi Świątek miała swój moment triumfu na korcie w Cincinnati. Wygrała drugiego seta w sensacyjnych okolicznościach, choć chwilę wcześniej przegrywała 0:6, 2:5. Polka grała fenomenalnie, ale zupełnie z niczego nagle rozpoczął się jej koszmar. Liderka wyglądała na roztrzęsioną. Decydowała dopiero trzecia partia, a w niej na szczęście to Świątek zadała decydujący cios i zapewniła sobie awans oraz arcyważne punkty w rankingu WTA.
To był jeden z najdziwniejszych meczów w karierze Igi Świątek. Wygrywała 6:0, 5:2 i nagle… zmieniło się dosłownie wszystko
Polka grała fenomenalnie, deklasowała rywalkę, a ta zupełnie z niczego doprowadziła liderkę do nerwów
Decydował trzeci set, w którym po serii przełamań to faworytka postawiła “kropkę nad i”. Na takie nerwy Świątek nie może sobie więcej pozwolić
Więcej informacji zna
Turniej w Cincinnati dla Igi Świątek był pierwszym startem po zdobyciu brązowego medalu w igrzyskach olimpijskich. Podium w Paryżu było oczywistym celem liderki rankingu na ten sezon, a po zakończeniu zmagań na kortach Roland Garros presja związana z występami pierwszej rakiety świata była już znacznie mniejsza. To mogło zadziałać tylko na korzyść naszej medalistki.
Ta część sezonu jest dla Świątek rzadką szansą. W Cincinnati co prawda przed rokiem dotarła do półfinału, ale już w US Open tylko do czwartej rundy. A to oznacza, że teraz może zyskać bardzo cenne punkty do rankingu i jeszcze powiększyć swoją przewagę nad rywalkami. Choć o półfinał w Cincinnati nie będzie łatwo, to druga w rankingu Coco Gauff broni aż 900 pkt za wygraną, dlatego powiększenie przewagi jest naprawdę realną perspektywą.
W pierwszym turnieju po igrzyskach Polka mogła korzystać ze swojego rozstawienia i rozpocząć występy od drugiej rundy. Tu jej rywalką okazała się Warwara Graczewa. To zawodniczka, która przez wiele lat swojej kariery reprezentowała Rosję, jednak w 2022 r. opuściła tamtejsze tenisowe struktury i gra już dla Francji, w której spędziła wiele lat życia.
Warunki w Cincinnati nie przypominały tych z Paryża, co nie musiało wcale zadziałać na niekorzyść naszej faworytki. Choć uwielbia francuską mączkę, tym razem nie przeszkadzał jej deszcz. Przy zachodzącym stopniu i 31 stopniach Celsjusza pierwsza rakieta świata rozpoczęła walkę o poprawienie rezultatu sprzed roku.
I trzeba powiedzieć, że pierwszy set stał pod znakiem jednostronnych ataków. Choć początek przyniósł jakby nerwową postawę Polki przy własnym serwisie w pierwszym gemie, to gdy go wygrała, potem była już jak w transie. Warwara Graczewa tylko kręciła głową, nie mogąc uwierzyć w to, jak ofensywnie gra jej przeciwniczka.
Idze Świątek wychodziło po prostu wszystko. Forhend, bekhend, zagrania crossowe… ba, w jej grze pojawiały się nawet asy, które przecież wcale nie są uważane za atut liderki rankingu. Polka grała po prostu fantastycznie, grając jeszcze lepiej, niż podczas ostatnich igrzysk olimpijskich.
Mijały kolejne gemy, a Warwara Graczewa jakby nie mogła się obudzić. Tymczasem Świątek potrzebowała zaledwie 22 minut, by rozstrzygnąć kwestię prowadzenia w pierwszym secie. 23-latka grała fenomenalnie i prowadziła 6:0. To był prawdopodobnie najlepszy set w jej wykonaniu od meczu z Anastazją Potapową w czwartej rundzie Roland Garros
Przerwanie serii
I choć na początku drugiego seta Polka podwyższyła liczbę wygranych gemów z rzędu do siedmiu, po chwili ta passa dobiegła końca. Ku radości kibiców w Cincinnati Warwara Graczewa w końcu zdołała utrzymać podanie. Nie było tak, że to fani Francuzki mieli przewagę na trybunach. Postronni kibice zaczęli zapewne nieco współczuć jej lekcji tenisa, jaką dostawała na korcie.
Świątek kompletnie nie przejmowała się jednym przegranym gemem i robiła swoje. Już przy kolejnej szansie wypracowała sobie trzy szanse na przełamanie i wykorzystała pierwszą z nich z zimną krwią. Polka zbliżała się wielkimi krokami do spotkania z Martą Kostiuk, która już czekała na nią w trzeciej rundzie.
Nas cieszyć mogło przede wszystkim to, jak Polka reagowała po niepowodzeniu, jakim był dla niej brązowy medal w Paryżu. Choć dla nas wszystkich jest to historyczne osiągnięcie i wielki powód do dumy, liderka rankingu nie kryła, że dla niej liczy się tylko złoto. To rozczarowanie błyskawicznie potrafiła przemienić w jeszcze lepszą grę na korcie już w kolejnym turnieju.
Zobacz również: To nie spodoba się Idze Świątek! Oficjalnie: ważna zmiana przed US Open
W pierwszym meczu w Cincinnati bardzo pomagał jej serwis, bo w całym spotkaniu zanotowała aż siedem asów. To wynik godny odnotowania, zwłaszcza że zdarzają jej się mecze, gdzie nie wygrywa w ten sposób ani jednego punktu. W ten sposób udało się zaoszczędzić nieco sił, skrócić wymiany i wygrywać łatwe punkty. Dobrze by było, gdyby asy na stałe weszły do arsenału jej zagrań, ale o to w każdym meczu nie będzie łatwo.
O przewadze Polki przez większość meczu z Warwarą Graczewą najwięcej mówi fakt, że w pewnym momencie drugiego seta realizator przedstawił widzom liczbę winnerów (zagrań kończących obu tenisistek). Wynosiła ona… 20:0 na korzyść liderki rankingu. To absolutnie miażdżąca przewaga. Tym bardziej zatem dziwne, że nagle wszystko to przestało mieć znaczenie.
Nagły zwrot. Nic na to nie wskazywało
Było już 5:2, Iga Świątek w końcu wypracowała sobie aż cztery piłki meczowe, ale nie wykorzystała żadnej z nich. To jeszcze nie stanowiło problemu, bo Graczewa po prostu utrzymała swoje podanie. Kłopoty pojawiły się jednak w kolejnym gemie, najgorszym w wykonaniu Polki w całym meczu. Francuzka wzięła się do roboty i niespodziewanie odrobiła stratę przełamania.
Choć 23-latka była o krok od wygranej już po 49 minutach gry, widać było, że w jej grę wkradły się nerwy. Wciąż jednak mogła odpowiedzieć kolejnym przełamaniem i zapewnić sobie wygraną już w kolejnym gemie. I choć było już 40:40, tym razem to Graczewej pomógł wyśmienity serwis.
Czytaj także: Złe wieści dla Magdy Linette. Potrzebny przełom! Nie będzie łatwo
Choć zupełnie nic na to nie wskazywało, pomimo piątej piłki meczowej ostatecznie decydować musiał tie-break. W nim Świątek jako pierwsza zyskała przewagę małego przełamania, której zamierzała bronić do samego końca. Wcale nie było o to łatwo, bo niespodziewanie to Graczewa zdobyła kolejne cztery punkty z rzędu. Przy stanie 4:5 w tie-breaku każda piłka była już absolutnie kluczowa. W tym momencie to rywalka była bliżej wygrania seta.
To był istny horror. Francuzka miała aż cztery piłki setowe, ale nie potrafiła ich wykorzystać ani przy serwisie Świątek, ani gdy sama wprowadzała piłkę do gry. W końcu jednak wypracowała sobie piątą szansę i tym razem widowiskowym zagraniem zdołała wyrównać wynik spotkania.
Kilka gemów temu zupełnie nic na to nie wskazywało. Polka była fantastyczna, a Graczewa pogubiona. 69. rakieta świata nie straciła woli walki i dostała najlepszą możliwą nagrodę. Miała realne szanse na zwycięstwo przed decydującym setem. Jak informował na Twitterze Juan Ignacio, był to dopiero pierwszy mecz w karierze Igi Świątek, w którym po wygraniu pierwszego seta 6:0 doszło do trzeciej partii.
Decydował trzeci set
Napędzona sukcesem Graczewa pewnie utrzymała podanie, ale po chwili to samo zrobiła Iga Świątek. Polka po przegranym secie tradycyjnie udała się do szatni, by zebrać myśli w głowie i najwyraźniej ta strategia przyniosła pożądany efekt. To Świątek przełamała jako pierwsza w decydującej partii, wychodząc na prowadzenie 2:1.
tym, jak bardzo nerwowy był to mecz, najlepiej świadczy fakt, że po tym przełamaniu oglądaliśmy jeszcze dwa kolejne z rzędu. W końcu Świątek przerwała ten impas i utrzymała podanie, prowadząc 4:2. Teraz musiała bardzo uważać na to, by nie doprowadzić do powtórki z drugiej partii. Graczewa udowodniła już wcześniej, że nigdy nie można jej skreślać.
Tym razem istotne znaczenie miały jednak względy kondycyjne. Polka znana jest bowiem z tego, że nawet gra w trzydziestostopniowym upale nie robi na niej wrażenia i może grać na najwyższym poziomie fizycznym przez trzy długie sety. Nieco gorzej z wysiłkiem radziła sobie Graczewa i należy oddać Świątek, że rozważnie zmuszała oponentkę do biegania po korcie. W końcu zaczęło to przynosić efekty.
Zmęczenie Graczewej przyniosło kolejne przełamanie i prowadzenie Igi Świątek rezultatem 5:2. To mogło cieszyć polskich kibiców, ale… nie do końca, bo przecież identyczny rezultat w drugim secie był początkiem koszmaru dla Igi Świątek. Teraz konieczne było postawienie “kropki nad i” przy własnym serwisie.