Do kadry mógł trafić już dawno temu. Ale stało się nieszczęście. Ojciec powiedział: to koniec
W Ruchu Chorzów nikt nie chciał wziąć koszulki z numerem 10. Wszyscy się bali. – To ja wezmę – wzruszył ramionami zaledwie 16-letni Mateusz Bogusz. Już wtedy miał umiejętności, charakter i odwagę, które teraz zaprowadziły go do dorosłej reprezentacji Polski. Przeżywający najlepszy czas w karierze 23-latek powinien zresztą trafić do niej już dawno temu, ale kiedy mógł zostać powołany, doznał poważnej kontuzji. – Jak to zobaczyłem, od razu powiedziałem do żony: to koniec – wspomina tamtą sytuację Piotr Bogusz, ojciec piłkarza.
Mateusz Bogusz robi furorę w amerykańskiej MLS. W tym sezonie ma na koncie już 17 goli i 7 asyst we wszystkich rozgrywkach
23-letni piłkarz pochodzi z Rudy Śląskiej. Dom, w którym się wychował, wyróżnia to, że jest przekrzywiony ze względu na szkody górnicze. – Zupę do talerza nalewaliśmy tylko do połowy, w przeciwnym razie wylałaby się na stół – wspomina ojciec piłkarza, Piotr Bogusz
Młody Bogusz od dziecka wyróżniał się wielkim talentem. Zawsze, gdy jeździł ze swoją drużyną na turnieje, pewne było, że zdobędzie nagrodę dla najlepszego piłkarza lub zostanie królem strzelców
– Zachowywał się, jakby miał odcięty układ nerwowy. Nie miało dla niego znaczenia, czy trenuje z juniorami, czy seniorami. Nigdy nie pękał – opowiada Marcin Molek, trener, który pracował z chłopakiem w Ruchu
Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Dom jest jednopiętrowy, zbudowany z charakterystycznej dla Śląska cegły w kolorze będącym mieszanką czerwonego, rudego i brązowego. W środku duży pokój, sypialnia, kuchnia i łazienka. Obok staw, który po ulewnym deszczu lubił zalewać piwnicę. I jeszcze coś, czego na pozór nie widać – dom jest krzywy z powodu szkód górniczych. To tutaj wychował się Mateusz Bogusz.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
– Już przy wejściu do budynku czuć, jak znosi na prawą stronę. Zupę do talerza nalewaliśmy tylko do połowy, w przeciwnym razie wylałaby się na stół. Pod meble trzeba było coś podstawiać, żeby się nie przewróciły. Ale przynajmniej Mateusz łatwiej uczył się tam chodzić. W jednym miejscu podłogi następuje mocny przechył. Puszczało się tam Mateusza, nabierał rozpędu i leciał – wspomina Piotr Bogusz, ojciec piłkarza Los Angeles FC.
Zobacz również: Tak w Turcji traktują "szarego Polaczka". W Polsce to nie do pomyślenia
Nietrudno odnieść wrażenie, że kariera 23-latka trafiła właśnie na ten fragment podłogi domu w Bielszowicach w Rudzie Śląskiej – nabrała rozpędu i leci. Bogusz jest podstawowym piłkarzem czołowej ekipy MLS, w tym sezonie strzelił już 17 goli we wszystkich rozgrywkach i dorzucił siedem asyst. W samej lidze ma 13 trafień, tylko ciut mniej od słynnego Luisa Suareza, ale więcej od jeszcze słynniejszego Leo Messiego. Nie ma cienia wątpliwości, że Polak przeżywa właśnie najlepszy czas w karierze, który podstemplował dodatkowo Michał Probierz, wysyłając Boguszowi zaproszenie na wrześniowe zgrupowanie reprezentacji Polski.
Dom, w którym się wychował Mateusz Bogusz
Dom, w którym się wychował Mateusz Bogusz (Foto: Jarosław Koliński / własne)
– Jest drugi w zespole pod względem goli i asyst. Drugi pod względem minut spędzonych na boisku. A patrząc na bramki z gry, jest nawet najlepszym strzelcem LAFC, bo kilka swoich bramek Denis Bouanga uzbierał z rzutów karnych – mówi nam Kevin Baxter, dziennikarz “Los Angeles Times”. Baxter dodaje, że ceni w Polaku uniwersalność, umiejętność gry zarówno na skrzydłach, jak i w środku pola. Na konferencjach prasowych często słyszy, jak trener Steve Cherundolo chwali Bogusza. Reporter zapewnia też, że to piłkarz bardzo szanowany w szatni i lubiany przez kibiców.
Mateusz Bogusz całe dzieciństwo spędził na boisku
Podobno nie da się go nie lubić. Tak mówią ci, co go znają. Pozytywny, uśmiechnięty, o kolegach z Rudy Śląskiej nie zapomniał. “Normalny” – przewija się w rozmowach ze znajomymi. Tutaj wszyscy go znają i on zna wszystkich. W dzieciństwie całe dnie spędzał na boisku: najpierw z babcią, która była jego etatowym bramkarzem, a później z kolegami. Piłka była jego pierwszym wyborem, nie mogło być inaczej. Ojciec to przecież były zawodnik Wawelu Wirek, a dziś trener Ruchu Chorzów zespołu U-15. Mama i babcia grały w ekstraklasie szczypiornistek w barwach Zgody Bielszowice. Nic dziwnego, że samochodziki szły w kąt. Liczyła się tylko piłka.
Ruda Śląska. Pierwsze boisko Mateusza Bogusza
Ruda Śląska. Pierwsze boisko Mateusza Bogusza (Foto: Jarosław Koliński / własne)
Talent Bogusza “krzyczał” od zawsze. Kiedy jechał ze swoją drużyną na turniej, pewna była jedna rzecz: że albo dostanie nagrodę dla najlepszego piłkarza, albo zostanie królem strzelców. Kiedy raz trener Paweł Drapała postawił go na bramce, to Mateusz zgarnął statuetkę dla najlepszego bramkarza. Proste.
– Byliśmy na turnieju w Głownie. Zawody trwały dwa dni, a już po pierwszym przyszli do mnie organizatorzy i powiedzieli, że Mateusz zostanie wybrany na najlepszego gracza zawodów. Najważniejsze mecze miały się odbyć dopiero na drugi dzień, ale dla nich było to już jasne. Mati strzelił kilka goli z dystansu, kilka z połowy boiska, a przecież w tak młodym wieku to jest bardzo daleka odległość. Od zawsze miał, jak to mówimy na Śląsku, “kopyto”. Pamiętam, że w nagrodę dostał wtedy buty “śniegówki” – wspomina Marcin Molek, który pracował z Boguszem najpierw w akademii, a później w pierwszym zespole Ruchu jako asystent Juana Romana Rochy.
Mateusz Bogusz trafił do Ruchu Chorzów w wieku 10 lat
Do Ruchu Bogusz trafił, gdy miał 10 lat. Dla rodziców istotne było wtedy, by nie tylko rozwijał umiejętności piłkarskie, ale także kształtował charakter. O żadnym podwożeniu na treningi nie było mowy. Młody musiał jechać sam, to jeździł. Łapał tramwaj 9 lub autobus 23 i ruszał do Chorzowa. Trasa zajmowała ok. 20-25 min, wiodła przez Wirek, Bukowinę i Świętochłowice.
Od małego Mateusza Bogusza interesowała tylko piłka. Każda
Od małego Mateusza Bogusza interesowała tylko piłka. Każda (Foto: archiw. prywatne)
Piotr Bogusz: – Zależało nam, żeby był samodzielny i sam jeździł. Za pierwszym razem pojechała z nim moja mama i pokazała co i jak. Następnego dnia ja pojechałem za tramwajem autem, żeby skontrolować, czy dobrze wysiądzie. Poradził sobie, cieszyłem się. W obecnych czasach dzieci mają komfort: przyjeżdżają samochodami, a rodzice noszą za nich torby.
Kiedyś po meczu zauważyłem, jak mój zawodnik szedł do samochodu z tatą, który niósł mu torbę. Zawołałem go i pytam:
– Kto grał w meczu: ty czy tata?
– Ja.
– To dlaczego tata ci nosi torbę?
– Bo mnie plecy bolą.
– Aha, to jak cię bolą, to może w ogóle nie powinieneś grać, co? Obiecuję ci, jak trafisz do Barcelony, to sam ci torbę zaniosę, ale dziś to jeszcze nie jest na to czas.
Mateusz Bogusz (w środku) w towarzystwie dwóch byłych selekcjonerów: Andrzeja Strejlaua i Jerzego Engela
Mateusz Bogusz (w środku) w towarzystwie dwóch byłych selekcjonerów: Andrzeja Strejlaua i Jerzego Engela (Foto: archiwum prywatne Mateusza Bogusza / archiw. prywatne)
Dzieci powinny nosić swoje plecaki, nawet jeśli nie są lekkie. Mamy teraz samochody, elektryczne hulajnogi, jedzenie zamawiamy przez telefon… Jak tak dalej pójdzie, za 30 lat nikt się już nie będzie ruszał. Dlatego uważałem, że Mati musi sam dojeżdżać na treningi.
Ten test młody Bogusz zaliczył celująco. Nigdy się nie buntował, nigdy nie trzeba było go zmuszać do wyjścia z domu. Zawsze chciał trenować, nie odpuszczał, nawet gdy miał gorączkę. Piotr Bogusz podkreśla, że bardziej musiał syna hamować niż zachęcać do trenowania. Z młodszym, 15-letnim Szymonem, który też gra w akademii Ruchu, jest podobnie. Wrócił właśnie z treningu, ale za chwilę znów wychodzi, tym razem do siłowni.
Mateusz Bogusz debiutował w Ruchu, kiedy miał 16 lat i 194 dni
Nikt go do pracy nie musi zachęcać. Wystarczy, że spojrzy na drogę starszego brata, który piął się po szczeblach szkolenia przy Cichej, aż doszedł do pierwszej drużyny. Kiedy Mateusz pojechał na obóz z pierwszym zespołem Ruchu, po jednym ze sparingów Krzysztof Warzycha, jeden z asystentów Rochy, mówił w wywiadzie, że jest w zespole jeden wyjątkowy piłkarz, o którym nie może za dużo mówić, bo się boi, że jakiś klub go przechwyci. Miał na myśli Bogusza, którego długo przed światem nie można było jednak ukrywać.
W seniorach chłopak zadebiutował w marcu 2018 r., mając dokładnie 16 lat i 194 dni. Kilka tygodni później był już podstawowym graczem, pierwszoligowej wówczas, drużyny. A za kolejnych kilka miesięcy już biegał w koszulce z numerem 10, której przed sezonem nikt ze strachu nie chciał wziąć. – To ja wezmę – wzruszył ramionami 16-latek. Niektórych w zespole zamurowało.
Mateusz Bogusz przyzwyczajony jest do odbierania nagród
Mateusz Bogusz przyzwyczajony jest do odbierania nagród (Foto: archiwum prywatne Mateusza Bogusza / archiw. prywatne)
– Zachowywał się, jakby miał odcięty układ nerwowy. Nie miało dla niego znaczenia, czy trenuje z juniorami, czy seniorami. Nigdy nie pękał. Myślę, że gdyby trafił do reprezentacji Polski, także nie byłoby dla niego problemu, żeby wejść do gierki z doświadczonymi zawodnikami – mówi Molek.
Ruch nie był w stanie zatrzymać Bogusza na dłużej. Piłkarz był na testach w Derby County, Brightonie i Freiburgu. Chciała go Jagiellonia Białystok, Lech Poznań zaprosił na testy, pytała też Legia Warszawa. Aż pojawiła się oferta z Leeds, która okazała się najatrakcyjniejsza. Przeważyło w niej to, że Bogusz miał obietnicę treningów z pierwszą drużyną. Zadziałała też magia Marcelo Bielsy, jednego z największych piłkarskich myślicieli na świecie.
Początki w Leeds Mateusza Bogusza były najtrudniejsze
Tuż po podpisaniu kontraktu z Leeds Victor Orta postawił Mateusza przed lustrem. – Zapamiętaj ja teraz wyglądasz, bo za rok będziesz wyglądał zupełnie inaczej – obiecał dyrektor sportowy klubu. Bogusz miał rozwinąć się jako piłkarz i rozbudować mięśnie. I chociaż w samym klubie wszystko układało się dobrze, początków w Leeds zawodnik nie wspomina najlepiej. Nie miał jeszcze 18 lat, więc mieszkał przy angielskiej rodzinie. To była wieś z jedną ulicą, przy której stał dom. Bogusz wszedł do swojego malutkiego pokoiku i zobaczył dwie rzeczy: łóżko i wieszak. Nic więcej. W domu panowały twarde zasady – trzeba było wrócić o określonej porze, nie wolno było się kąpać po 22. Bogusz wracał do domu po treningu wczesnym popołudniem i nie miał co ze sobą zrobić.
Ściana w domu rodziców Mateusza Bogusza, na której wiszą koszulki klubów, w których grał
Ściana w domu rodziców Mateusza Bogusza, na której wiszą koszulki klubów, w których grał (Foto: Jarosław Koliński / własne)
– Początki w Leeds to dla niego najtrudniejszy okres. Był w Anglii całkowicie sam. Jak do nas dzwonił, słychać było, że jest mu ciężko. Myślę, że sobie nawet popłakiwał w tamtym czasie, ale to tylko moje przeczucie. Nigdy mi tego nie powiedział. Dopiero po jakimś czasie kupił sobie telewizor, zorganizował PlayStation i już coś mógł porobić. Plusem tamtego okresu było to, że dużo spał. A jak spał, to się dobrze regenerował, co było ważne po tych bardzo ciężkich treningach u Bielsy – wspomina tata piłkarza.
Słynny Argentyńczyk to trener, od którego Bogusz nauczył się najwięcej. Ale w pewnym momencie same treningi i możliwość słuchania Bielsy nie wystarczała ambitnemu zawodnikowi. Czas leciał, a szanse nie przychodziły. W sumie 23-latek zagrał w seniorach Leeds zaledwie trzy oficjalne występy, w tym tylko jeden ligowy. W lipcu 2020 r., kiedy zespół miał już zapewniony awans do Premier League, Bielsa zlitował się i wpuścił chłopaka na ostatnie 17 min. spotkania z Charltonem (4:0). Bogusz zdawał sobie jednak sprawę, że skoro nie grał w Championship, tym bardziej wątpliwe, by miał grać w Premier League. Stąd kolejne wypożyczenia do hiszpańskich klubów: Logrones i Ibizy.
Zobacz również: Niemcy nakarmili biednego i głodnego Polaka. A dziś mówią o nim "bóg"
Piotr Bogusz: – Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że jestem zawiedziony, że Mateusz nie przebił się w Leeds. Użyłbym innego słowa: zdziwiony. Zdziwiony, że nie dano mu szansy. Myślę, że głównym powodem jest to, że trener Bielsa nie lubi dokonywać zmian w składzie. To jest taki szkoleniowiec, który – jak postawi na jedenastu piłkarzy – to niechętnie dokonuje roszad. Mateusz wkurzał się, że siedzi na ławce. Nikt nie ma pretensji do Bielsy, ale wydaje mi się, że nie Mati nie dostał wystarczającej szansy. Pewnie ze swojej winy, może nie robił wszystkiego tak dobrze, jak oczekiwał trener. Ale mam poczucie, że przy innym trenerze byłoby mu łatwiej, jeśli chodzi o granie. Z drugiej strony mógł trenować pod okiem wspaniałego trenera.
Wybór MLS nie był dla Mateusza Bogusza oczywisty
Takich rozterek w Ameryce piłkarz już nie ma. Chociaż wybór MLS nie był dla Bogusza oczywisty. Wątpliwości były, czy warto wyjeżdżać do Los Angeles.
– Kiedy pierwszy raz usłyszeliśmy o zainteresowaniu z MLS, potraktowaliśmy tę informację bez wielkiego entuzjazmu. Pomyśleliśmy, że może lepiej poczekać na inne oferty. Mateusz też nie był przekonany. Ale Amerykanie nie odpuszczali, byli zdeterminowani i to chyba głównie dlatego zdecydował się na ten ruch. Zadzwonił do nas trener Cherundolo z dyrektorem klubu, przedstawili nam pomysł na Matiego. Byli bardzo konkretni. Powiedzieli, że widzą w nim predyspozycje strzeleckie i że MLS to dla niego będzie tylko przystanek, bo za jakiś czas sprzedadzą go do Europy. Spodobała nam się ta wizja i postanowiliśmy zaryzykować – wspomina Piotr Bogusz.
Dziś widzą, że ryzyko się opłaciło. Bogusz gra, strzela, jest chwalony. Ojciec ogląda każdy mecz syna, chociaż wiąże się to ze wstawaniem o trzeciej, czwartej, czy piątej nad ranem. Ale niewykluczone, że wkrótce zacznie się wysypiać. Prędzej czy później Bogusz powinien wrócić do Europy.
– Dla mnie to wczesne wstawanie to nie problem. Mecz się skończy nad ranem, pójdę jeszcze pobiegać i ruszam do pracy. Ale na pewno jak będę musiał oglądać mecze o 20, to też się nie obrażę – uśmiecha się Piotr Bogusz.
Szybciej niż ponownie w którejś z europejskich lig, Bogusz może zagrać w seniorskiej reprezentacji Polski. 23-latek wreszcie doczekał się bowiem pierwszego powołania do dorosłej kadry. I tak dość późno, bo wydawało się, że nastąpi to już jakieś dwa lata wcześniej. Chęć do wezwania piłkarza na kadrę wyrażał Czesław Michniewicz. Pech chciał, że w tamtym czasie Bogusz doznał bardzo poważnej kontuzji, która wykluczyła go z gry na 9 miesięcy.
Kontuzja zatrzymała Mateusza Bogusza
Piotr Bogusz: – To było w meczu Ibizy przeciwko Maladze. Mateusz starł się z rywalem w sytuacji jeden na jeden. Przeciwnik się przewrócił, a Mati nad nim przeskoczył. Pech chciał, że upadając, źle postawił nogę. Kolano się podkręciło i poszło więzadło. Tę sytuację mam do dziś przed oczami. Jak to zobaczyłem, od razu powiedziałem do żony: to koniec. A jak lekarz lekarz go opatrzył i ponownie wpuścili na boisko, to już wyszedłem z pokoju. Wiedziałem, że to nie ma sensu.
Trochę ta kontuzja go zatrzymała. Szkoda, bo myślę, że gdyby nie ona, Mateusz już miałby na koncie wizyty na zgrupowaniach reprezentacji. Selekcjoner Czesław Michniewicz wysyłał sygnały, że może go powołać. A znali się dobrze z kadry U-21. Trener Michniewicz postawił na Mateusza, wlał w niego wiarę, a przecież mój syn był młodszy od innych młodzieżowych kadrowiczów.
Dziś wygląda na to, że to, co najgorsze, Bogusz ma za sobą.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.