“To widać gołym okiem”. Sabalenka już może chłodzić szampana?
Trzeba to uszanować. Ma prawo czuć się zmęczona fizycznie i emocjonalnie – mówi Tomasz Wolfke o słowach Igi Świątek. Ocenia także szanse Polki na wygraną w US Open i wyjaśnia, czy mamy prawo mówić o drobnym kryzysie.
To był kapitalny mecz w wykonaniu Igi Świątek. Polka w spotkaniu drugiej rundy US Open zdeklasowała Enę Shibaharę 6:0, 6:1, która dostała się do turnieju z kwalifikacji. Liderka rankingu WTA popełniła zaledwie sześć niewymuszonych błędów w dwóch setach, co jest niesamowicie rzadkim wynikiem.
- Japonka to deblistka, która próbuje zaistnieć w singlu i jest słabsza niż wcześniejsza rywalka Igi. Pierwszy tydzień wielkiego szlema dla czołowych zawodniczek to najczęściej bardziej walka z samym sobą niż z przeciwniczkami. Żeby przegrać z tej klasy zawodniczką, Świątek musiałaby mieć jakąś kontuzję czy zatrucie pokarmowe – opowiada nam komentator Eurosportu i autor książek Tomasz Wolfke.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pogromca Błachowicza złapał oponę. Kilkanaście sekund i po sprawie!
Kryzys Świątek zażegnany?
Niewiele wskazywało na to, że mecz przeciwko Japonce będzie aż tak łatwy dla liderki rankingu. W pierwszej rundzie miała ogromne problemy i musiała bronić piłek setowych. A wszystko to z Kamillą Rachimową, która znajduje się poza czołową setką rankingu WTA.
- Nie powiedziałbym, że ten pierwszy mecz był trudny, lecz po prostu gorszy w wykonaniu Igi. Przydarzyło się parę elementów negatywnych, utrata koncentracji. W starciu z Rachimową prowadziła przecież 4:0, a jej gra się posypała – tłumaczy nasz rozmówca.
Wielu mówiło o drobnym kryzysie, który dopadł Igę Świątek po wygranym Roland Garros w czerwcu. Nie poszło jej na trzech kolejnych wielkich turniejach. Przede wszystkim na tym dla niej najważniejszym. Igrzyska olimpijskie wielka faworytka zakończyła “tylko” z brązowym medalem. A najbardziej rozczarowana była ona sama.
- Porażka w trzeciej rundzie Wimbledonu, później zawalony półfinał igrzysk i wyraźna przegrana z Sabalenką w półfinale w Cincinnati mogły wskazywać na to, że Iga wpada w kryzys. Ten pierwszy mecz US Open mógłby ją tylko w tym utwierdzić, ale ona się podniosła. Starcie z Japonką pokazało, że to tylko delikatne falowania. O kryzysie będzie można mówić, dopiero wtedy, jeśli nie awansuje do drugiego tygodnia w US Open – tłumaczy nam Wolfke.
Z powodu ostatnich delikatnie słabszych wyników Iga Świątek przez niewielu była uważana za główną faworytkę do wygrania całego turnieju. Wyrosła za to inna kandydatka.
- Szanse Świątek na wygranie turnieju są mniejsze niż Sabalenki. Białorusinka jest w lepszej formie i to widać gołym okiem. Wszyscy muszą się jednak liczyć z Igą, że dojdzie do półfinału czy nawet finału – objaśnia dziennikarz.
Świątek bije na alarm
Wielu ekspertów dawało jej mniejsze szanse także z innego powodu. Świątek wspomniała wielokrotnie o zmęczeniu fizycznym i psychicznym. Jednocześnie alarmowała o tym, że reforma rankingowa, która każe tenisistkom zagrać w zdecydowanie większej liczbie turniejów, tylko pogorszy sytuację.
- Trzeba to uszanować. Ma prawo czuć się zmęczona fizycznie i emocjonalnie. Musi się skoncentrować na każdy mecz, bo jeśli tego nie zrobi, to dzieje się tak, jak z Rachimową. Prawdopodobnie to spala jej wewnętrzną energię. Mimo wszystko i tak widać po niej motywację i chęć do gry – kontruje nasz rozmówca.
Uważa, że to zmęczenie jest większym problem, niż fizyczne. – Patrząc na to obiektywnie, ona gra dużo meczów, ale ona są krótkie. To wszystko zamyka się najczęściej w 1,5 godziny. Do tego jest znakomicie przygotowana sprawnościowo, szybkościowo i wytrzymałościowo. Z całą pewnością się nie męczy fizycznie – kończy Tomasz Wolfke.