Polska gwiazda na rozdrożu po igrzyskach. “Jest to tragiczne”.
Elżbieta Wójcik, kat. 75 kg: – Od boksu odpoczywam, odkąd przegrałam na igrzyskach. Nie po drodze mi trenować teraz boks, jakoś nie mam ochoty i chyba łatwo by mi to nie przyszło. Na chwilę obecną nie mam celów w boksie. W sensie w następnym roku są mistrzostwa świata, a igrzyska dopiero za cztery lata, więc mam czas i się nie spieszę.
Czyli leniuchujesz?
- Nie do końca. Coś tam trenuję, chodzę na pole dance, próbuję innych dyscyplin, to znaczy trochę zapasów, a trochę MMA. Aby porobić na tyle coś innego, by ciało miało inne aktywności i nie przejmowało się porażką.
Jesteś w tym momencie na dużym zakręcie, jeśli chodzi o swoją przyszłość w boksie?
- Myślę, że tak. Bo medal, którego nie zdobyłam, dałby mi lepsze jutro. Nie musiałabym się martwić, czy startować na jakichś zawodach. A teraz wiadomo, że jak za rok są mistrzostwa świata, to muszę w nich wystartować, żeby mieć stypendium na kolejne lata. Brak medalu na igrzyskach naprawdę jest bardzo ciężki, a ogólnie jest to tragiczne, bo trzeba myśleć co dalej i zastanawiać się nad przyszłością.
Zastanawiasz się sama, sama próbujesz sobie ułożyć wszystko w głowie, czy właściwie to jest ten moment, w którym człowiek pragnie i pożąda dobrych ludzi wokół siebie, którzy byliby wsparciem i właściwie cię nakierowali?
- Tak, choć w sumie ja do swojego teamu nie potrzebuję bardzo dużo ludzi, którzy by mnie napędzali i wspierali. Potrzebuję garstkę najbliższych przyjaciół, trenerów oraz koleżanki z boksu. I to wszystko mam. Gdyby doszło więcej osób, to byłoby tylko więcej pytań o to, co się stało, dlatego w obecnym gronie czuję się bardzo dobrze.
Ile miałaś po powrocie z Paryża takich naprawdę bardzo ciężkich dni?
- Myślę, że do tej pory je mam. Czasami pokazuje mi się w internecie, że przegrałam medal, niesłusznie, więc to nie jest tak, że da się o tym zapomnieć po miesiącu. Myśl o przegranej i ból cały czas są we mnie, dlatego staram się o tym nie myśleć, bo w niczym mi to nie pomoże i nie da lepszego jutra. Jeśli mam być szczera, to jestem smutna i zawiedziona tym, że muszę zapierdzielać przez kolejne cztery lata, ale wiem, że dam radę. Bo jeśli nie ja, to nikt inny tego nie zrobi.
Rozmawiając z tobą zawsze miałem poczucie, że gdybym sam potrzebował mentalnego wsparcia, to lubiłbym znaleźć się w twoim towarzystwie, bo roztaczasz dużo dobrej energii i pewności siebie. Natomiast jeśli chodzi o przeżywanie własnego niepowodzenia, miałaś wiele momentów płaczu do poduszki?
- Na pewno tak. Co najmniej przez dobry miesiąc po igrzyskach płacz i bezsilność były cały czas ze mną. Wiadomo, chwilę sobie popłakałam i próbowałam przeanalizować to, co się stało, po czym na chwilę lepiej się poczułam, bo spędzałam czas w gronie bliskich mi osób. To jest naprawdę bardzo ciężkie, a najcięższe w tym wszystkim dla sportowca jest to, że szykuje się do igrzysk przez cztery lata, a później nie zdobywa się medalu przez, można powiedzieć, głupotę sędziów. I trzeba harować przez kolejne cztery lata, myśleć o tym i motywować się. Jakbym mogła jeszcze raz zacząć trenować, to chyba bym tego nie robiła, bo to jest naprawdę męczące.
W sensie, że w ogóle nie zajęłabyś się boksem?
- Chyba tak, choć w sumie to też zależy, co innego chciałabym robić. Jednak psychicznie i fizycznie takie momenty są bardzo ciężkie.
Jeśli największy ból utrzymywał się aż przez miesiąc, to jest to szmat czasu. Zdążył bardzo mocno wydrenować organizm, zwłaszcza mentalnie i psychicznie.
- Zdecydowanie, ale w gruncie rzeczy takie chyba jest życie sportowca, że potrzebuje takich emocji, zakłopotania, ciągłej niepewności, nerwów, stresu i płaczu, żeby później coraz bardziej się wybijać. Tylko szkoda tego, że znów potrzeba tylu lat, aby doczekać się możliwości kolejnego olimpijskiego startu.
Przypominają mi się te wszystkie momenty, gdy od kulis mogłem widzieć pierwsze chwile zwłaszcza polskich sportowców, którzy schodzili po przegranym medalu, czy już będąc w strefie medalowej, ale bez szans na krążek z najcenniejszego kruszcu. Choć nierzadko padają słowa, w warstwie behawioralnej to są nieopisane emocje.
- Zgadzam się z panem, tego nie da się opisać. Jakbym miała przekazać wiedzę komuś, jak sama czułam się po igrzyskach w Paryżu, to trudno byłoby mi to nazwać właściwymi słowami. Zwykły człowiek, w sensie taki nietrenujący sportu, który nigdy nie był na tak dużej imprezie sportowej i nie otarł się o medal marzeń, nie jest w stanie wczuć się w nasze położenie. Ludzie jedynie mogą próbować sobie ten stan wyobrazić, ale i tak większość nie zrozumie, jaka skala bólu się pojawia.
To tak samo, jak niektórzy nie są w stanie sobie wyobrazić bardzo emocjonalnych reakcji Igi Świątek, która koniec końców jest medalistką, ale w pierwszych chwilach nie mogła przeżyć, że straciła szansę na walkę o złoto.
- Sportowiec sportowca w takich chwilach rozumie, choć Iga jest zupełnie innym sportowcem. Ona jest na poziomie wyższym, obserwowana przez mega dużo ludzi i więcej ma na głowie tego wszystkiego, co o niej myślą i porażce o finał. Być może dla niektórych zawodników w tym sporcie medal igrzysk nie jest szczególnie potrzebny, bo tego “siana” na co dzień zarabiają strasznie dużo, więc materialnie taki dorobek nie da im nic więcej niż to, co osiągnęli wcześniej. Na pewno Idze było ciężko, bo wygrywa niemal wszystko, więc na turnieju na kortach, które uwielbia, mogło się wydawać, że będzie to dla niej łatwe. Jednak uważam, że to kwestia czasu, gdy zacznie się bardzo cieszyć z brązowego medalu, a za kolejne cztery lata już osiągnie swój cel.
Mówisz o finansach, tobie medal olimpijski dałby duży komfort i spokój ducha. Czy dzisiaj, bez tego krążka, masz pewne świadczenia, która jeszcze przez jakiś czas będziesz pobierała?
- Na razie czekam. Za piąte miejsce na igrzyskach czekam, aż zostanie mi przyznane stypendium, co raczej na pewno powinno się wydarzyć. Więc raczej tylko to, pewnie na półtora roku i koniec, jeśli nie osiągnie się wyniku na mistrzostwach świata lub Europy. Na przykład ja na igrzyskach musiałam sprzedać swój telefon Samsung prezesowi, żeby mieć jakieś większe pieniądze.
Mówisz poważnie? Ten złoty, składany telefon, który dostawaliście w prezencie, sprzedałaś prezesowi PZB Grzegorzowi Nowaczkowi?
- Tak. Za 10 tysięcy złotych (śmiech).
To jest hit.
- I właśnie teraz, dzięki tym pieniądzom, mogę sobie pojechać na wakacje na Dominikanę, na odpoczynek. Więc są plusy i minusy, coś za coś.
A liczyłaś trochę na taki gest, jaki nieraz odbywa się przy okazji wystawianych przez sportowców medali na licytację? Ktoś bardzo bogaty go kupuje, pieniądze trafiają na zbożny cel, po czym własność wraca do sportowca. Innymi słowy, że telefon zostanie przy tobie wraz z 10 tysiącami złotych?
- W sumie o tym nie pomyślałam. Czasami ludzi się zna i się wie, że ktoś by oddał, a ktoś nie. Wydaje mi się, że prezes w ten sposób nie pomyślał.
Szeremeta w “Gościu Wydarzeń”: Powiedziałam, że jadę po medal i tak uczyniłam/Polsat News/Polsat News
Pamiętam, że to był bardzo istotny dla ciebie prezent. Gdy odwiedziłem was w wiosce olimpijskiej, to pokazując różne prezenty, siedząc sobie na twardym, tekturowym łóżku, z błyskiem w oku prezentowałaś ten telefon.
- No bo ten telefon dostały tylko osoby, które były na igrzyskach. Nikt inny by go nie dostał. Czekamy na igrzyska cztery lata i nagle coś dostajemy, tylko my. To jest takie wyjątkowe. A ja tego wyjątkowego prezentu musiałam się pozbyć, bo jednak wolałam zarobić, więdząc już, że nie mam medalu olimpijskiego.
Ten prezent za kilka lat, gdyby się popsuł lub zmieniłabyś na nowszy model, mógłby być czymś w rodzaju pamiątki, przypominającej start na igrzyskach.
- Myślę, że tak, choć nie lubię rzeczy, które przypominają mi coś, gdzie nie zrealizowałam celu. Dlatego pod tym względem byłoby to bez sensu. Jak już przegrałam, to nawet nie pomyślałam, żeby sobie zostawić ten telefon, tylko od razu chciałam go sprzedać. Po co mi coś z miejsca, gdzie nic takiego nie osiągnęłam?
Czyli spoglądanie na telefon mogłoby cię bez końca dołować?
- No właśnie, a te igrzyska w Paryżu ogólnie były śmieszne.
Co było najbardziej śmieszne?
- Otwarcie i trochę kpina ze spraw religijnych, choć nie wiadomo, czy Francuzi mieli to na myśli. Osobiście tego nie widziałam, bo w tym czasie płynęłam na łódce, ale z opowieści ludzi i widząc w internecie, nie było to fajne dla mnie, jako osoby wierzącej. Ale cóż, każdy odpowiada za swoje czyny, więc nie mam nic do tego, ale dla mnie było to nieładne.
Powiedziałaś na wstępie, że próbujesz innych dyscyplin, to znaczy trochę zapasów, a trochę MMA. Nie oszukujmy się, dziś gale z cyklu freak fight są bardzo popularne, nie tylko dla zawodników emerytowanych jak Tomasz Adamek, czy wciąż aktywnych, którzy łączą kariery w boksie i właśnie idą tam, aby zarobić mnóstwo pieniędzy. Bierzesz to pod uwagę?
- Ogólnie brałam to pod uwagę, bo po cichu jakby dostałam propozycję, ale okazało się, że jako żołnierz i sportowiec reprezentujący sport olimpijski, mam zakaz. Trochę mi się to nie podoba, bo można by było przez cztery lata coś więcej sobie zarobić i mieć pieniądze na czarną godzinę, gdyby coś nie wyszło, a jednak okazuje się, że nie możemy próbować sił we “frikach”, gdzie do zarobienia są łatwe pieniądze. Jesteśmy sportowcami i zazwyczaj sportowcy wygrywają na takich galach, ale jest to zabronione.
Bo otoczka tych gal nie licuje z ideami sportu?
- Tak, choć dla mnie i tak liczy się sama walka. A to, że ktoś wyzywa się na konferencjach prasowych, to zależy już od człowieka. Można też wyjść i tylko walczyć bez ubliżania, tocząc pojedynek bez żadnego problemu. Ubolewam trochę nad tym, że jest zakaz i nie ma pozwolenia.
A jednocześnie nie masz rekompensaty w boksie na tym poziomie finansowym, tak?
- No tak. W boksie, nie oszukujmy się, Julka zrobiła medal i poczekamy, czy dostanie większe stypendium. Wiadomo, że zawsze jest dużo obiecywane, a mało dawane. Zobaczymy, jak to tym razem będzie wyglądało w następnym roku.
Propozycje od federacji freak-fightowych miałaś już w okresie poprzedzającym igrzyska w Paryżu?
- Właśnie teraz, po powrocie z igrzysk. Ale że nie można, musiałam odmówić i powiedzieć, że wszystkiego muszę się dowiedzieć. Bo niby nie można, ale nie jest to jak gdyby potwierdzone.
Natomiast mając ostateczną decyzję, że nie możesz, nie wykonasz takiego kroku, czy mimo wszystko rozważasz ten kierunek?
- To chodzi na przykład o wojsko, że żołnierzowi nie wypada reprezentować takich widowisk i zostałabym pozbawiona etatu. A także zakaz z ministerstwa, skoro przyznają nam stypendium, którego taka ogólna stawka wynosi około 3 tysiące złotych netto miesięcznie. Ma być ono podniesione przez pana ministra Nitrasa, ale nie wiadomo jeszcze, czy to przejdzie. Szkoda, bo można by było łączyć obie aktywności, nie widzę z tym mega dużego problemu. A może dzięki temu prawdziwy sport byłby jeszcze bardziej doceniony, bo byłby wyłapywany w tych “frikach”? No ale cóż, na chwilę obecną, jeśli mam do wyboru takie walki, a jednocześnie zrezygnować z wojska i boksu olimpijskiego, to raczej tego nie zrobię. Raczej wolę mieć coś pewnego, czyli wojsko i bycie żołnierzem oraz dumnie reprezentować ten kraj.
Napomknęłaś już o Julii Szeremecie, obecnie największej gwieździe polskiego boksu olimpijskiego, która w Paryżu wywalczyła srebrny medal. 21-latka jest w tej chwili rozchwytywana, a do tego z pewnością chce znaleźć się w jej otoczeniu też trochę takich osób, które niekoniecznie mają dobre intencje. Twoja koleżanka jest w sytuacji nie do pozazdroszczenia, która zagraża rozwojowi jej dalszej kariery?
- Hmm, czy w niełatwej? A może właśnie łatwej. Zależy, kto jak się w takim położeniu czuje. Ja uważam, że Julka dobrze radzi sobie w takich sytuacjach. Lubi wielkie rzeczy i ludzi, którzy się nią interesują. Spędzałam z nią dużo czasu i myślę, że ona wie, iż musi spożytkować ten czas jak najlepiej, by pozbierać jak najwięcej sponsorów, a dodatkowo musi się pokazywać, żeby coś z tego mieć. Jakby zrobiła ten medal i było o niej cicho, telewizje i inne media nic na jej temat nie mówiły, to nic by z tego nie miała, a każdy zaraz by o niej zapomniał. A tak jest cały czas mowa o Julce. “Julka to, Julka tamto…”. Nawet, jak Julka pojedzie gdzieś szybciej samochodem, to od razu o niej mówią, ale ona się tym nie przejmuje. Myślę, że każdy sportowiec by chciał po zdobyciu medalu olimpijskiego wzbudzić takie zainteresowanie swoją osobą. Osobiście jej tego zazdroszczę, bo też bym chciała zdobyć medal i aby wokół mnie było takie zainteresowanie. Dzięki temu wiedziałabym, że mam coś pewnego i nie musze się martwić o przyszłość.
A istnieje niebezpieczeństwo, że u Julki przez wielość bodźców boks może zacząć schodzić na dalszy plan, bo przestanie być celem numer jeden i celem za wszelką cenę?
- Myślę, że nie. Julka i tak nie ma obecnie żadnych startów, które by opuszczała. Są mistrzostwa Polski w grudniu, ale ona już nie musi nic nikomu udowadniać. Niemniej ona potrafi bardzo koncentrować się na startach, które są bardzo ważne, więc sądzę, że ta obecna otoczka nie będzie miała żadnego znaczenia. Mam nadzieję, że nic nie straci na boksie, a chcąc potwierdzać swoją klasę, będzie boksować jeszcze lepiej. Złoty medal dałby jej jeszcze więcej pieniędzy i nagród, choć ona wie, że i tak jest złotą medalistką, a także dla wielu ludzi jest mistrzynią. Sądzę, patrząc na nasz boks w Polsce, że sama też czuje się złotą medalistką.
Jesteście już wstępnie umówione na “parapetówkę” w nowym mieszkaniu Julki?
- Jeszcze nie, bo z tego, co z Julką rozmawiałam, chyba jeszcze budują tę inwestycję. Na razie z Julką kontrakt jest utrudniony, bo cały czas jest na spotkaniach. Ale sądzę, że jak już odbierze klucze, to na pewno zrobi spotkanie, a ja zostanę zaproszona jako jej koleżanka.
Sam się dzisiaj (w czwartek) przekonałem, jak napięty jest grafik Julii. Obecnie najbardziej potrzebuje kalendarza (uśmiech).
- To jest cena sukcesu, ale trzeba jak najwięcej się pokazywać oraz promować swoją osobę.