Iga Świątek buduje historię polskiego tenisa. Prezes PZT ocenił występy Polek
Iga Świątek zakończyła w piątek zmagania na igrzyskach w Paryżu. Nasza zawodniczka została pierwszą reprezentantką Polski, która sięgnęła po medal olimpijski w tenisie. Liderka rankingu celowała w złoto, ale brąz w tak konkurencyjnej dyscyplinie, jaką jest tenis, należy traktować w kategorii ogromnego sukcesu Polki. Do takiego samego wniosku doszedł prezes Polskiego Związku Tenisowego – Dariusz Łukaszewski.
Apetyty na złoto były w pełni uzasadnione. Paryż to prawdopodobnie ulubione miejsce do gry naszej zawodniczki. Na kortach Rolanda Garrosa Iga Świątek czterokrotnie wygrywała wielkoszlemowy French Open.
ZOBACZ TAKŻE: “Wypowiedź Collins była niepotrzebna”. Była gwiazda stanęła w obronie Świątek
Ostatecznie Świątek skończyła zmagania z brązowym medalem. Występ naszej zawodniczki w rozmowie z Martą Ćwiertniewicz w Magazynie Olimpijskim Paryż 2024 ocenił prezes Polskiego Związku Tenisowego – Dariusz Łukaszewski.
- Iga liczyła na to, że tu będzie łatwiej niż gdyby zawody odbywały się na jakimkolwiek innym obiekcie. Sport ma jednak to do siebie, że faworyt nie zawsze wygrywa. Tym razem skończyło się do nie do końca po naszej myśli. Najważniejsze jednak jest to, że Iga zdobyła medal. Ona buduje historie polskiego tenisa. To ona jako pierwsza wygrała turniej singlowy wielkiego szlema i to ona jako pierwsza zdobyła historyczny medal dla Polski – powiedział Łukaszewski.
Warto zwrócić uwagę, że większość kobiecej czołówki, albo nie wzięła udziału w igrzyskach, albo odpadła z turnieju po trzech pierwszych rundach. Polka była jedyną tenisistką z TOP 5 rankingu WTA, która awansowała do najlepszej czwórki igrzysk olimpijskich w Paryżu.
- Zgadza się. Jeśli spojrzymy na turniej mężczyzn, to finał Alcaraz – Djoković był do przewidzenia. Kibice ostrzyli sobie zęby, żeby taki mecz zobaczyć. Skład finału kobiet jest dużą niespodzianką – stwierdził prezes PZT.
Marta Ćwiertniewicz zauważyła, że dla części kibiców brązowy medal jest pewnego rodzaju rozczarowaniem. Sama Świątek wspominała, że odczuwała ogromną presję związaną z oczekiwaniami. Można powiedzieć, że jako naród przyzwyczailiśmy się do tego, że Iga po prostu nie przegrywa.
- Iga narzuciła sobie tę presję, bo to jest niezwykle ambitna osoba. Trudno powiedzieć, żeby to była wina kibiców. Musimy się cieszyć z tego medalu i z tego, że nasz tenis się rozwija. Szkoda, że nie było szansy, aby zagrała z Jankiem Zielińskim w mikście. Trudno powiedzieć, czy zdobyliby kolejny medal, to jest sport, ale mieliby ogromne szansę na drugi krążek. Szkoda też pechowej kontuzji Huberta, bo on też na mączce radził sobie dobrze – podsumował Łukaszewski.
Tenis to jedna z tych dyscyplin, w których niezwykle trudno się przebić bez odpowiednich środków finansowych, trenerów i infrastruktury. Sukcesy Igi Świątek mogą napędzić rozwój tej dyscypliny w naszym kraju.
- Podstawą jest program poprawy infrastruktury tenisowej w Polsce. Niestety żyjemy w kraju, w którym przez siedem miesięcy trzeba grać pod dachem. Koszty utrzymania takich boisk tenisowych są spore. Dodatkowo nie ma ich dużo, co sprawia, że zawodnicy muszą trenować na zmianę. Trudno oczekiwać, aby w takich warunkach dojść do światowego poziomu – ocenił gość Marty Ćwiertniewicz.
Do sukcesu Igi Świątek nie zbliżyły się dwie pozostałe polskie singlistki – Magda Linette i Magdalena Fręch. Pierwsza z nich odpadła z turnieju w drugiej rundzie. Fręch pożegnała się z igrzyskami już po pierwszym meczu.
- Dziewczyny tanio skóry nie sprzedały. Magda Linette wygrała w pierwszej rundzie z bardzo utalentowaną zawodniczką Mirrą Andriejewą. W meczu drugiej rundy z Paolini też rozegrała świetnego pierwszego seta, w którym prowadziła 4:3. Niestety Włoszka na więcej nie pozwoliła. Magdalena Fręch z Bułgarką Tomową też miała swoje szanse. Obie zawodniczki zaprezentowały się naprawdę godnie – podsumował prezes Polskiego Związku Tenisowego.