Iga Świątek nie zdobędzie tej nagrody. Duże pieniądze nie dla najlepszych na świecie
Turniej WTA w Seulu nigdy nie był zbyt atrakcyjny dla czołowych tenisistek. Dopiero od tego roku otrzymał nieco bardziej prestiżowy status i pozwala na zdobycie 500 punktów do rankingu. To jednak nie wystarczyło, by zyskał zainteresowanie najlepszych zawodniczek i zakończyło się na ogromnym rozczarowaniu. Winny jest zwłaszcza napięty terminarz.
Z zaplanowanej niedługo po zakończeniu US Open imprezy wycofały się wszystkie największe gwiazdy. Taką decyzję podjęły Aryna Sabalenka, Jessica Pegula, Jelena Rybakina, dochodziły do tego kolejne znane nazwiska, aż w końcu okazało się, że w stolicy Korei Południowej nie pojawi się żadna tenisistka z pierwszej światowej dziesiątki. Z udziału zrezygnowała także bowiem Iga Świątek, choć długo wydawało się, że Polka jednak zadebiutuje w turnieju. Na kilka dni przez jego rozpoczęciem zmieniła jednak decyzję.
- Moja kondycja fizyczna nie wróciła jeszcze do normy po US Open. Niestety nie mogłam przyjechać do Seulu. Prosimy o zrozumienie. Nie mamy innego wyjścia, jak tylko zmienić harmonogram. Z pewnością jednak chciałabym odwiedzić Seul w przyszłym roku i rozegrać wspaniały turniej przed koreańskimi kibicami – ogłosiła liderka rankingu, co wszyscy z miejsca określili prawdziwą katastrofą dla imprezy. Miała być plejada gwiazd, a tymczasem najwyżej sklasyfikowana zawodniczka, Daria Kasatkina, plasuje się na… trzynastym miejscu w światowej stawce.
Duże pieniądze nie dla najlepszych. Ponad pół miliona do podniesienia z kortu
Tym samym najlepsze tenisistki pokazały przy okazji, że nie liczą się tylko pieniądze, których do zgarnięcia jest sporo, a co przy wycofaniu się najpoważniejszych rywalek byłoby o wiele łatwiejszym zadaniem niż zwykle. Do tego pula nagród w porównaniu do zeszłego roku, w zależności od rundy, wzrosła dwukrotnie, a nawet trzykrotnie.
Za samo załapanie się do głównej drabinki i udział w turnieju wypłacane jest 9,82 tys. dolarów, czyli ponad 37 tys. złotych. Gra w drugiej rundzie to już 13,59 tys. dolarów, co w przeliczeniu na złotówki daje ponad 50 tys. Ćwierćfinał wart jest 24,91 tys. dolarów, czyli prawie 96 tys. złotych. Później kwoty zaczynają zdecydowanie szybciej rosnąć. Za występ w półfinale tenisistki dostaną 51 205 dolarów, a więc niemal 200 tys. złotych. Zawodniczka, która w finale będzie musiała uznać wyższość rywalki, na pocieszenie otrzyma 87 655 dolarów, czyli ponad 335 tys. złotych. Zwyciężczyni, poza tytułem i ogromną satysfakcją, będzie miała jeszcze jeden powód do radości w postaci 142 000 dolarów, co w polskiej walucie daje prawie 345 tys.
Turniej WTA w Seulu od wielu lat pozostaje w cieniu bardziej prestiżowych imprez, które przyciągają największe gwiazdy światowego tenisa. Choć od tego roku turniej zyskał na randze, oferując możliwość zdobycia 500 punktów do rankingu, nie zdołał przyciągnąć czołowych tenisistek. W rezultacie, tegoroczna edycja spotkała się z dużym rozczarowaniem, zwłaszcza z powodu wycofania się kluczowych zawodniczek. Jednym z głównych powodów tej sytuacji był napięty terminarz, który sprawił, że wiele zawodniczek postanowiło zrezygnować z udziału w imprezie, aby odpocząć po wyczerpującym sezonie i intensywnym turnieju US Open.
Na liście zgłoszonych zawodniczek pierwotnie widniały nazwiska takich gwiazd jak Aryna Sabalenka, Jessica Pegula, czy Jelena Rybakina. Jednak kolejne wycofania z turnieju zmniejszały jego prestiż. Z czasem okazało się, że w Seulu nie pojawi się żadna tenisistka z pierwszej dziesiątki światowego rankingu WTA. Brak udziału czołowych zawodniczek spotkał się z dużą krytyką ze strony kibiców i ekspertów, którzy liczyli na to, że turniej zyska większy rozgłos i prestiż. Jednym z największych ciosów dla organizatorów było wycofanie się Igi Świątek, liderki światowego rankingu, która długo planowała swój debiut w Seulu.
Iga Świątek, która po zakończeniu US Open była wyczerpana fizycznie, podjęła decyzję o rezygnacji z udziału w turnieju w Seulu zaledwie kilka dni przed jego rozpoczęciem. Choć długo wydawało się, że Polka zdecyduje się na występ, ostatecznie postanowiła zmienić plany.
W oficjalnym oświadczeniu, które opublikowała, Świątek wyjaśniła, że jej kondycja fizyczna nie wróciła jeszcze do normy po intensywnym turnieju w Stanach Zjednoczonych. Polka, która od lat jest znana ze swojej dbałości o zdrowie i fizyczne przygotowanie do kolejnych wyzwań, uznała, że nie jest w stanie rywalizować na najwyższym poziomie w Seulu. W swoim wpisie na mediach społecznościowych napisała:
„Moja kondycja fizyczna nie wróciła jeszcze do normy po US Open. Niestety nie mogłam przyjechać do Seulu. Prosimy o zrozumienie. Nie mamy innego wyjścia, jak tylko zmienić harmonogram. Z pewnością jednak chciałabym odwiedzić Seul w przyszłym roku i rozegrać wspaniały turniej przed koreańskimi kibicami.”
To oświadczenie, choć zostało przyjęte ze zrozumieniem przez większość kibiców, dla organizatorów turnieju stanowiło prawdziwą katastrofę. Turniej, który miał być okazją do oglądania najlepszych tenisistek świata, nagle stracił na znaczeniu i prestiżu.
Po wycofaniu się największych gwiazd, najwyżej notowaną zawodniczką, która zdecydowała się na udział w turnieju, została Daria Kasatkina, zajmująca 13. miejsce w światowym rankingu WTA. Choć Kasatkina jest uznaną zawodniczką, to jednak jej obecność nie była w stanie zrekompensować braku takich gwiazd jak Sabalenka, Pegula czy Świątek.
Kasatkina, choć nie zalicza się do ścisłej światowej czołówki, nadal była jednym z faworytek turnieju. Jej solidna gra i doświadczenie na kortach twardych mogły przyciągnąć uwagę kibiców, jednak brak największych gwiazd osłabił zainteresowanie medialne i zmniejszył prestiż imprezy.
Mimo braku udziału czołowych zawodniczek, turniej w Seulu oferował imponujące nagrody finansowe, które w porównaniu do zeszłego roku znacząco wzrosły. W zależności od rundy, zawodniczki miały szansę na zarobienie od dwóch do trzech razy więcej niż w poprzednich edycjach.
Za sam udział w głównej drabince turnieju tenisistki otrzymywały 9,82 tys. dolarów, co w przeliczeniu na złotówki daje ponad 37 tys. złotych. Zawodniczki, które dotarły do drugiej rundy, mogły liczyć na 13,59 tys. dolarów, czyli ponad 50 tys. złotych. Ćwierćfinał był wart 24,91 tys. dolarów, co oznaczało niemal 96 tys. złotych. Nagrody rosły jeszcze bardziej w kolejnych etapach rywalizacji – za półfinał zawodniczki otrzymywały 51 205 dolarów (około 200 tys. złotych), a finał przynosił kwotę 87 655 dolarów (prawie 335 tys. złotych). Zwyciężczyni turnieju mogła cieszyć się nie tylko z tytułu, ale również z czeku na 142 000 dolarów, co w polskich złotych wynosi około 345 tys.
Wydawać by się mogło, że wysokie nagrody finansowe powinny przyciągnąć największe gwiazdy, zwłaszcza w sytuacji, gdy wycofanie się kilku czołowych zawodniczek zwiększało szanse na łatwiejsze zwycięstwo. Jednak tegoroczny turniej w Seulu pokazał, że dla najlepszych tenisistek liczy się nie tylko pieniądze. Zawodniczki te coraz częściej stawiają na jakość, a nie ilość występów, zwracając większą uwagę na swoje zdrowie i przygotowanie do najważniejszych turniejów w sezonie, takich jak kończące sezon WTA Finals.
Napięty terminarz i długie podróże pomiędzy turniejami sprawiają, że wielu czołowych zawodniczek decyduje się na rezygnację z mniejszych imprez, nawet tych z wyższą pulą nagród. Turnieje takie jak Seul, mimo wzrostu prestiżu, nadal nie są w stanie konkurować z bardziej znanymi i ugruntowanymi imprezami.
Turniej WTA w Seulu w 2024 roku miał być okazją do podniesienia swojego prestiżu i przyciągnięcia najlepszych tenisistek na świecie. Jednak mimo wzrostu rangi turnieju i imponujących nagród finansowych, brak czołowych zawodniczek sprawił, że impreza spotkała się z dużym rozczarowaniem. Decyzje takie jak wycofanie się Igi Świątek czy Aryny Sabalenki pokazały, że tenisistki coraz częściej priorytetyzują swoje zdrowie i przygotowanie do kluczowych momentów sezonu, rezygnując z mniej istotnych turniejów.