Co za mecz Igi Świątek! Wielki rewanż. 98 minut walki!

Presja, presja i jeszcze raz presja – tak wyglądał ćwierćfinał Indian Wells w wykonaniu Igi Świątek. Dominująca przez większość meczu Polka przetrwała trudne chwile i pokonała Qinwen Zheng 6:3, 6:3. Wygrała mimo zbierających się nad nią ciemnych chmur. Zwycięstwo wiceliderki rankingu miało również dodatkowy smaczek ze względu na jej trenera Wima Fissette’a.

  • Gdybym dziś nie grała, to pewnie płakałabym przez tydzień. A tak płakałam sześć godzin. To był jeden z najtrudniejszych momentów w mojej karierze – mówiła Iga Świątek zaraz po zdobyciu olimpijskiego brązu w Paryżu, wracając myślami do przegranego dzień wcześniej półfinału z Qinwen Zheng. Mówiła wtedy też, że bolesna przegrana złamała jej serce. Teraz, dzięki wygranej nad Chinką w Indian Wells, mogła zatrzeć nieco to bolesne wspomnienie i z radością może się szykować do czwartego z rzędu występu półfinału tej prestiżowej imprezy.

Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. “Świątek będzie musiała się tłumaczyć”
Słodki rewanż Świątek. Komentatorka nie miała wątpliwości: “pogubiona”, “zgłupiała”

Dwa dotychczasowe triumfy Świątek w Indian Wells (2022, 2024) są mocnym dowodem na to, że Polka świetnie czuje się na kalifornijskim betonie. Ale z kilku względów nie było takie oczywiste, że tym razem też tak będzie. Czwartkowym występem Polka wysłała kibicom jasny sygnał, że wciąż jest piekielnie mocna. A Zheng? Jak stwierdziła na antenie Canal+ komentująca spotkanie Klaudia Jans-Ignacik, zbyt często była pogubiona. Czy też – jak oceniła ekspertka po błędzie Chinki na początku drugiego seta – zgłupiała.

Same dotychczasowe wyniki Świątek w tym roku nie dawały powodu do niepokoju. Wygranie pięciu z sześciu meczów singlowych w drużynowym United Cup, półfinał wielkoszlemowego Australian Open i w Dosze oraz ćwierćfinał w Dubaju – wiele tenisistek w ciemno wzięłoby taki początek sezonu. Martwić zaś mogło zachowanie na korcie zdobywczyni pięciu tytułów wielkoszlemowych. Zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, gdzie była bardzo nerwowa.

W Indian Wells jak na razie pokazuje jednak pewność siebie przypominającą najlepsze momenty ze styczniowych występów na antypodach. Została pierwszą od 23 lat tenisistką, która w drodze do ćwierćfinału prestiżowej imprezy w Kalifornii straciła zaledwie sześć gemów (w 2002 r. takim wyczynem popisała się Monica Seles). W najlepszy możliwy sposób pokazywała też, że nie przeszkadza jej zmiana nawierzchni na szybszą, jakiej dokonali w tym roku organizatorzy.

W Indian Wells słońce zaświeciło też mocniej dla Zheng, która wcześniej w tym roku zagrała zaledwie cztery mecze i zanotowała jedno zwycięstwo. Wygraniem trzech kolejnych spotkań poprzednio mogła pochwalić się w październiku. O Chince jedni obecnie piszą, że szuka wciąż formy, inni – że już się odbudowała. Czwartkowy występ raczej wskazuje, że rację ma pierwsza grupa. Wymarzoną dyspozycję prezentowała w poprzednim, przełomowym dla niej sezonie – wygrała wtedy trzy turnieje, a w trzech kolejnych dotarła do finału. Dwa z tych finałów osiągnęła w bardzo prestiżowych zawodach – w Australian Open i kończącym sezon WTA Finals.

A jeden z tych trzech ubiegłorocznych triumfów Chinka odniosła w turnieju, w którym zdecydowaną faworytką była Świątek. Mowa oczywiście o igrzyskach w Paryżu. Trenująca na co dzień w Barcelonie Azjatka sprawiła wówczas sensację, pokonując we wspomnianym wcześniej półfinale Polkę 6:2, 7:5. I przerywając jej składającą się z 26 meczów zwycięską serię na kortach, na których co roku rozgrywany jest Roland Garros, w którym triumfowała już cztery razy (2020 i 2022-24).

Choć 23-letnia Świątek wygrała wszystkie sześć pozostałych wcześniejszych pojedynków z młodszą o rok Zheng, to Chinka w świadomości polskich kibiców funkcjonuje jako ta, która odebrała ich ulubienicy szansę na olimpijskie złoto. Choć też każdy, kto oglądał to spotkanie, dobrze pamięta, że Polka przegrała nie tylko ze świetnie dysponowaną rywalką, ale i – a może nawet przede wszystkim – z własnymi nerwami.
Wszystkie oczy na trenera Świątek. Polka uporała się z ciemnymi chmurami

Nieraz w środowisku tenisowym można usłyszeć, że to właśnie od tej sierpniowej przegranej na korcie im. Philippe’a Chatriera zaczął się trudny czas w karierze Świątek. W kolejnych miesiącach niespodziewanie rozstała się z trenerem Tomaszem Wiktorowskim i miała pozytywny wynik testu na obecność zakazanej substancji. Wiktorowskiego u jej boku na stanowisku szkoleniowca zastąpił Wim Fissette. I to właśnie z doświadczonym Belgiem wiąże się historia, która nadała dodatkowy smaczek czwartkowemu pojedynkowi. W 2023 roku przez kilka miesięcy pracował on z Chinką, od której odszedł, by ponownie połączyć siły z Japonką Naomi Osaką. Chinka określiła to wtedy jako zachowanie nieetyczne.

W czwartek tradycyjnie realizatorzy transmisji co jakiś czas pokazywali Fissette’a, obok którego za sprawą tego turnieju po raz pierwszy w tym sezonie zasiadł sparingpartner Świątek Tomasz Moczek (wcześniej przechodził rehabilitację po operacji biodra). I przez niemal cały czas Belg mógł ze spokojem przyglądać się grze swojej tenisistki. Jedyny moment niepokoju w pierwszej partii to końcówka, gdy z prowadzenia 5:1 zrobiło się 5:3. To dlatego zaraz potem Jans-Ignacik powiedziała, że kolejnego gema Polka musi obowiązkowo wygrać. I wygrała.

Chwilę wcześniej komentatorzy mówili o zabawie w wykonaniu faworytki i “popisówce” na wszystkich poziomach gry. Grała wtedy pewnie, spokojnie i konsekwentnie. Zheng z kolei, nie mając na to sposobu, śpieszyła się i ryzykowała. Po kolejnych błędach była zła na samą siebie. Pretensje może mieć jednak przede wszystkim do siebie – w szóstym gemie straciła podanie mimo prowadzenia 40:0.

Kilka minut wcześniej Chinka szukała ratunku w dodatkowej przerwie – sygnalizowała prowadzącej mecz sędzi, że deszcz na tyle daje we znaki, że należy wstrzymać rywalizację (rano miejscowego czasu mocniej padało). Skończyło się wówczas jednak tylko na przetarciu linii ręcznikiem i zawodniczki wróciły do gry.

Aura znów zaczęła odgrywać większą rolę w secie numer dwa, przy prowadzeniu Polki 4:0. Wówczas ciemne chmury coraz gęściej gromadziły się już nie tylko nad głową Zheng, ale i nad kortem. Zrobiło się chłodniej i zaczęło mocniej wiać. W siódmym gemie znów na chwilę przerwano z tego powodu mecz. Świątek jednak poradziła sobie z tymi niedogodnościami oraz krótkim kryzysem, który znów dopadł ją przy prowadzeniu 5:1 i przypieczętowała pewne zwycięstwo.

Polka kontynuuje drogę po historyczny wyczyn – może zostać pierwszą tenisistką w historii, która wygra trzy razy turniej w Indian Wells. W piątkowym półfinale jej rywalką będzie rozstawiona z numerem dziewiątym Rosjanka Mirra Andriejewa lub występująca z “23” Ukrainka Elina Switolina.

Similar Posts

Leave a Reply