Trzęsienie ziemi w Barcelonie. Nerwowo rozgląda się nawet Michał Probierz

Nie ma już odwrotu: FC Barcelona będzie musiała zagrać zaległy mecz z Osasuną Pampeluna już 27 marca. Ta decyzja wywołała prawdziwą burzę w Hiszpanii i po raz n-ty podała w wątpliwość kompetencje tamtejszych działaczy. Tym razem skrzywdzona zostanie głównie Duma Katalonii, a nie tak dawno w podobny sposób potraktowany został Real Madryt. Ale teraz decyzję hiszpańskiej federacji odczuje także reprezentacja Polski. Może dojść do sytuacji bez precedensu.

No kto by się spodziewał, że władze hiszpańskiej piłki okażą się tak oderwane od rzeczywistości, że podejmą decyzję wbrew zdrowemu rozsądkowi. W przeszłości zdarzało już im się “dać do pieca”, ale teraz przeszły same siebie.

Uporządkujmy fakty. 8 marca, tuż przed meczem z Osasuną Pampeluna, piłkarze Barcelony dowiadują się o śmierci klubowego lekarza, Carlesa Minarro. 53-latek zmarł popołudniem, ale informacja została im przekazana dopiero na mniej niż godzinę przed pierwszym gwizdkiem. Zawodnicy są w szoku. Minarro pracował z nimi jedynie od początku sezonu, ale przez tych kilka miesięcy zdążył zaskarbić sobie ich sympatię.

Nikt nie wyobraża sobie, by po nagłym zgonie tak ważnego członka drużyny, mecz miał się odbyć. Do wniosku Barcelony o przełożenie spotkania przychylają się rywale, a następnie wszystko zatwierdza organizator rozgrywek. Niebawem wzniosła atmosfera ulatuje.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Do gry wkracza bezduszny aparat związkowy. Hiszpańska federacja proponuje nową datę tego spotkania: 27 marca. Argument jest prosty: obecnie to jedyny pewny wolny termin niemal do końca sezonu. Niemal, bo między przedostatnią a ostatnią kolejką jest wolny cały tydzień. Jeśli Barcelona awansuje i do finału Pucharu Króla, i do finału Ligi Mistrzów, innego terminu już nie będzie.

Działacze hiszpańskiego związku nie chcą jednak przekładać tego meczu aż na drugą połowę maja. Tłumaczą się integralnością rozgrywek i tym, że rozegranie tego meczu tak późno mogłoby doprowadzić do wypaczenia końcowych rezultatów tego sezonu.

Stąd ostateczny termin to 27 marca. Kogo by to obchodziło, że przeciwko takiemu rozwiązaniu opowiedziały się oba kluby? Kogo by obchodziło, że nie wszyscy piłkarze nie tylko nie zdążą dojść do siebie po reprezentacyjnych wojażach, ale nawet z nich wrócić?
Rozwiązanie było na tacy

A wystarczyło tylko trochę poczekać i być może termin wyklarowałby się sam. 2 kwietnia Barcelona zagra rewanżowy mecz półfinału Pucharu Króla z Atletico w Madrycie. Po ostatnim ligowym triumfie na Riyadh Air Metropolitano (4:2) będzie pewnie lekkim faworytem, ale z drugiej jednak strony dla Rojiblancos będzie to prawdopodobnie ostatnia szansa na przedłużenie nadziei na zdobycie trofeum w tym sezonie. Po remisie 4:4 w stolicy Katalonii w pierwszej odsłonie tej rywalizacji z pewnością nie będą na straconej pozycji.

Gdyby ostatecznie Barcelona do finału Pucharu Króla nie awansowała, mogłaby zmierzyć się z Osasuną właśnie w weekend, który jest zarezerwowany dla meczu o to trofeum (26-27 kwietnia). LaLiga ma wtedy wolne.

Atletico Madryt — FC Barcelona 2:4. Skrót meczu:

Hiszpańskiej federacji i tak nie udało się dochować terminu pięciu dni na wyznaczenie nowej daty odwołanego spotkania. Ostateczny nowy termin został ustalony po 12 dniach. Nic by się nie stało, gdyby poczekano przez kolejne dwa tygodnie.

Albo i jeszcze następne dwa. Barcelona będzie co prawda faworytem rywalizacji z Borussią Dortmund w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, ale gdyby powinęła jej się noga, pojawiłyby się dwa nowe okienka na rozegranie zaległego spotkania z Osasuną (29-30 kwietnia i 6-7 maja).
To nie pierwsze tego typu kuriozum

Nikt nie ma zamiaru bronić hiszpańskiej federacji, bo terminarz i tak jest napakowany niemal po brzegi. Bo co by się stało, gdyby Barcelona awansowała do obu wspomnianych finałów, do tego mecz z Osasuną wyznaczono jednak na 21 maja, a w międzyczasie jeszcze inne spotkanie musiałoby zostać rozegrane?

Pozostałoby albo granie co mniej niż trzy dni, albo dokończenie rozgrywek już po ostatniej kolejce. Skandalu by nie było, gdyby losy mistrzostwa były już wtedy rozstrzygnięte. W przeciwnym wypadku po takiej końcówce sezonu jeszcze długo ciągnąłby się smród.

Władze hiszpańskiej piłki chcą pewnie uniknąć sytuacji sprzed ośmiu lat. Wtedy Real Madryt rozgrywał zaległe spotkanie z Celtą Vigo tuż przed ostatnią kolejką sezonu. Dzięki wygranej 4:1 wskoczył na pierwsze miejsce i na finiszu już go nie oddał. Ekipa z Galicji nie walczyła już wtedy o nic i nie stawiała Królewskim większego oporu. Podopieczni Zinedine’a Zidane’a poradziliby sobie pewnie z nią i w innych okolicznościach, ale niesmak pozostał.
Rodrygo
Rodrygo (Foto: PAP/EPA/ANDRE BORGES)

Minęło jednak pięć lat i to Real mógł czuć się skrzywdzony. Jego mecz z Athletikiem w Pucharze Króla został wyznaczony na… 42 godz. po zakończeniu spotkania Brazylii z Paragwajem w eliminacjach mundialu. Casemiro, Rodrygo i Vinicius posiedli wtedy wręcz umiejętność bilokacji. Udało im się przetransportować z Belo Horizonte do Bilbao, ale od porażki Realu już nie uchronili.

Tamten sezon był jednak rozgrywany w erze postpandemicznej. Mecze były upychane w różnych dziwnych terminach, żeby dokończyć wszystkie rozgrywki na czas. W obecnych realiach wystarczyłaby jedna zmiana, by i federacja, i kluby nie musiały budzić się z ręką w nocniku.

Gdyby w półfinałach Pucharu Króla rozgrywano tylko jeden mecz, zaległe spotkanie Barcelony z Osasuną można by wyznaczyć właśnie na 2 kwietnia. Nieprzypadkowo w Pucharze Anglii czy Niemiec nie ma rewanżów na żadnym etapie rozgrywek. Nie wspominając już o tym, że ekstraklasowe zespoły rozpoczynają rywalizację wcześniej niż pod koniec października, jak ma to miejsce w Hiszpanii.
Raphinha się nie wykartkował

To jednak ewentualna melodia przyszłości, a rzeczywistość jest taka, że Barcelona musi liczyć się z tym, że przeciwko Osasunie zagra poważnie osłabiona.

Zaledwie dwa dni wcześniej odbędzie się mecz hiszpańskiej młodzieżówki z rówieśnikami z Niemiec. To tylko towarzyska potyczka, można więc przypuszczać, że selekcjoner oszczędzi Fermina Lopeza, Pablo Torre, Gerarda Martina i Hectora Forta. To zresztą nie są obecnie piłkarze pierwszego składu Barcelony. Jedynie pierwszy z nich ma realne szanse na wejście z ławki.

Dużo bardziej kłopotliwa jest sytuacja Ronalda Araujo i Raphinhi. Pierwszy z nich także ma mecz dwa dni przed spotkaniem z Osasuną. Urugwajczyk nie byłby Barcelonie niezbędny, gdyby nie fakt, że Flick co najmniej do końca marca nie będzie mógł skorzystać z usług Inigo Martineza.

Na domiar złego w czwartkowym meczu z Holandią przedwcześnie z boiska z powodu kontuzji zszedł Pau Cubarsi. Pierwsze rokowania nie są takie złe, wychowanek Barcelony być może będzie gotowy do gry już w niedzielę, ale to tylko świadczy o tym, na jak kruchym lodzie musi stąpać Duma Katalonii.

Pewnym rozwiązaniem jest zwolnienie Araujo z wtorkowego meczu reprezentacji Urugwaju. Dwukrotnych mistrzów świata czeka starcie z Boliwią, powinni więc poradzić sobie bez 26-latka.

Gdyby jednak Marcelo Bielsa chciał zostawić Araujo na ten mecz, piłkarz mógłby sam się zwolnić. Wystarczy, że w nocy z piątku na sobotę zobaczyłby żółtą kartkę w meczu z Argentyną i we wtorek pauzowałby za ich nadmiar. Wtedy mógłby wcześniej wrócić do Barcelony.
Raphinha w meczu z Kolumbią strzelił gola i zaliczył asystę
Raphinha w meczu z Kolumbią strzelił gola i zaliczył asystę (Foto: PAP/EPA/ANDRE BORGES)

W ten sam sposób z drugiego marcowego meczu reprezentacji Brazylii mógł wypisać się Raphinha. On jednak nie skorzystał z tej opcji (w nocy z czwartku na piątek zagrał całe spotkanie z Kolumbią i upomniany nie został), bo i jej ciężar gatunkowy byłby dużo większy. Canarinhos czeka bowiem prestiżowe starcie z Argentyną.

28-latkowi pozostaje więc po meczu w Buenos Aires jak najszybciej przetransportować się do Barcelony, a następnie w miarę dojść do siebie przed starcie z Osasuną. Będzie miał na to 42 godz. — tyle samo co Brazylijczycy z Realu przed wspomnianym meczem z Athletikiem trzy lata temu.
Lewandowski wśród bardziej poszkodowanych. Wielka szansa przed… Bednarkiem

Niestandardowy termin zaległego spotkania (czwartek po meczach reprezentacji zawsze był wolny od meczów) nie pozostanie bez wpływu na innych zawodników obu drużyn.

Zaledwie dwa dni przed meczem w Barcelonie Enzo Boyomo wybiegnie na murawę stadionu w Jaunde, by zmierzyć się z Libią w ramach eliminacji mundialu. Podstawowy stoper Osasuny nie będzie mógł liczyć na taryfę ulgową. Zwłaszcza że w środę Kameruńczycy sensacyjnie stracili punkty z Eswatini.

Spośród Europejczyków najbardziej poszkodowany będzie Robert Lewandowski. Reprezentacja Polski zagra z Maltą trzy dni przed spotkaniem Barcelona — Osasuna. Niby to zwyczajowy odstęp między meczami, ale wobec przeciwnika z nie najwyższej półki i przy tak napiętym kalendarzu można spodziewać się oszczędzania kapitana Biało-Czerwonych.
Michał Probierz i Robert Lewandowski
Michał Probierz i Robert Lewandowski (Foto: PAP/Leszek Szymański)

Zwłaszcza że na podobny manewr zdecydowano się już w październiku. Wtedy to, po ustaleniach między Barceloną a selekcjonerem Michałem Probierzem, Lewandowski wszedł w meczu z Chorwacją w drugiej połowie.

Gdyby w poniedziałek doszło do podobnej sytuacji, w roli kapitana zadebiutowałby najprawdopodobniej Jan Bednarek. To on z pozostałych do dyspozycji Probierza piłkarzy ma najwięcej meczów w drużynie narodowej (65).

Obrońca Southampton i tak długo czeka na kapitańską opaskę w kadrze. Tylko trzech innych piłkarzy jeszcze później dostąpiło zaszczytu jej założenia: Piotr Zieliński w 85., Jacek Krzynówek w 73., a Zbigniew Boniek w 69. meczu.

Poniedziałek może być więc jednym z najpiękniejszych dni w karierze Bednarka. Uff, musiałem nastukać blisko 10 tys. znaków, by w końcu znaleźć zadowolonego z decyzji hiszpańskich działaczy…

Similar Posts

Leave a Reply