Tak wyglądały kulisy rewolucji w polskich skokach. Dlatego nowy trener się zgodził
Tak wyglądały kulisy rewolucji w polskich skokach. Dlatego nowy trener się zgodził
— Bez swojego doświadczenia, bez znajomości zawodników byłoby bardzo ciężko. Wiem, że chłopaki sami chcieli, żebym został trenerem głównym, prosili o to. Myślę, że z tą energią będzie łatwiej — mówi nam Maciej Maciusiak. Nowy trener polskich skoczków zdradza, jakie kluczowe zdanie padło w rozmowach z zawodnikami i mówi o kulisach podjęcia najważniejszej decyzji w karierze.
Podczas piątkowej konferencji prasowej Adam Małysz ogłosił, że trenerem głównym polskich skoczków zostanie Maciej Maciusiak
Nowy szkoleniowiec po raz pierwszy od ogłoszenia decyzji udziela tak obszernego wywiadu
Opowiada o jej kulisach, mówi, kiedy po raz pierwszy padła propozycja. Doskonale zdaje sobie sprawę, że przyszły sezon może być kluczowy dla jego ścieżki trenerskiej
— Rozmawiałem z Piotrkiem, Dawidem, Kamilem czy Kubą i powiedziałem im, że chcę, żeby potraktowali ten sezon jako ostatni w karierze, a co się wydarzy później, to zobaczymy — mówi
Korespondencja z Planicy
*Rozmowę przeprowadzały redakcje Przeglądu Sportowego Onet i Interii Sport
Natalia Żaczek, Przegląd Sportowy Onet: Wahałeś się przed podjęciem tej decyzji?
Maciej Maciusiak: Od razu jak Adam przedstawił mi propozycję, to na pewno. Powiedział, że zarząd i z jednej, i z drugiej strony jest za mną. Ja z kolei mówiłem, że potrzebuję trochę czasu, chciałem spotkać się z zawodnikami. Nie chodzi przecież tylko o to, że głowa podpowiada, że jestem gotowy, w tym wszystkim najważniejsi są skoczkowie. Jak poszło z zawodnikami, to porozmawiałem też ze sztabem, z którym chcę pracować. Po tych rozmowach podjąłem decyzję, że chcę zostać trenerem głównym. Chciałem wszystkim przedstawić moją wizję, tak, żebyśmy jako zawodnicy, sztab i zarząd byli jedną drużyną, którą stać na sukcesy. Wiemy, jaka impreza przed nami.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Kiedy zacząłeś przeczuwać, że taka opcja wchodzi w grę?
Miałem dużo czasu do namysłu, bo taki pierwszy sygnał był jeszcze przed zawodami w Lahti. Wtedy zostało to tylko wspomniane, więc nie podejmowałem jeszcze żadnych decyzji. We wtorek po powrocie z Finlandii potwierdziłem swoją gotowość, ale chciałem jeszcze porozmawiać z zarządem. To nastąpiło w środę.
Nie boisz się, że to może być tylko rok?
Są pewne obawy. Mam świadomość, że będzie trudno, bo presja będzie wielka. Możemy zrzucić ją z siebie tylko wynikami, bez tego będzie narastać. Zdaję sobie sprawę, że będzie ciężko, ale taki jest sport.
Skoro podjąłeś się tego zadania, to chyba wiesz, jaki jest klucz, żeby znowu to naprawić?
Bez swojego doświadczenia, bez znajomości zawodników byłoby bardzo ciężko. Wiem, że chłopaki sami chcieli, żebym został trenerem głównym, prosili o to. Myślę, że z tą energią będzie łatwiej. Cały czas powtarzam, że jak zawodnicy są za tobą, to daje kopa. Parę lat temu były różne sytuacje, ale teraz jest całkowicie inaczej. Wyjaśniliśmy sobie praktycznie wszystko i mamy wspólny cel.
Masz poczucie, że to właśnie przez ten ostatni rok zbliżyliście się do siebie z tymi starszymi zawodnikami?
Na pewno. Poniekąd, bo oczywiście znamy się bardzo dobrze już od ich czasów juniorskich. Nawet w przypadku Kamila czy Piotrka, którzy są najstarsi, znam przebieg ich karier praktycznie od dziecka.
Wspominałeś, że w pewnym momencie w kadrze zabrakło zaufania na linii trener-zawodnik. To była kwestia tego sezonu czy wszystko się nawarstwiało?
Ten rok pokazał, że trening i organizacja wszystkiego były dobre, na to zawodnicy na pewno nie narzekali, ale poniekąd było tak, że to zaufanie troszeczkę gasło, a bez niego trudno przeskoczyć pewne rzeczy.
Rozmawialiście z Thomasem na ten temat?
Spotkałem się z Thomasem w Lahti, bo też przedstawił swoją wizję tego, jak miałoby to wyglądać. On miał zająć się młodszymi, ja starszymi zawodnikami, ale ostatecznie nie doszło to do skutku. Powiedziałem mu, że mnie zna, więc wie, że chcę pomóc, ale nie za wszelką cenę i gdyby widział we mnie kogoś, kogo nie chce, po prostu bym odszedł. Od razu jak dostałem konkretną propozycję, zadzwoniłem do Thomasa.
Widziałeś się w tej wizji Thomasa, którą przedstawił?
Tak. Kiedy ją przedstawił, zakładałem, że dalej to on będzie trenerem głównym, a ja będę mu w tym pomagać. Nie wiedziałem, jak to do końca będzie wyglądać, bo można mieć swoje wizje, a później jest jeszcze przecież zarząd, czy ministerstwo. Wiemy, jak wygląda papierologia w Polsce. To nie tak, że sobie coś wymyślimy i od razu zacznie działać.
Po ogłoszeniu decyzji pojawiły się też szydercze komentarze. To boli?
Nie czytam, od wczoraj mam wyłączony telefon. Zdaję sobie z tego sprawę, ale tak jak już powiedziałem wcześniej – możemy uciszyć wszystkich tylko dobrymi rezultatami.
Poukładałeś sobie już w głowie to, że po tylu latach w cieniu, teraz to ty będziesz na świeczniku?
Tak. Zdaję sobie sprawę, że to sezon olimpijski, niektórzy zawodnicy będą kończyć kariery i mogę zostać zapamiętany jako ten, który “zakończył” karierę tym najważniejszym polskim skoczkom po Adamie Małyszu. Rozmawiałem z Piotrkiem, Dawidem, Kamilem czy Kubą i powiedziałem im, że chcę, żeby potraktowali ten sezon jako ostatni w karierze, a co się wydarzy później, to zobaczymy. Chciałbym, żebyśmy zimą mogli sobie powiedzieć, że pracowaliśmy na maksa i wspólnie zrobiliśmy wszystko, co można było zrobić.
Kiedy ogłosisz sztab i kadry? Szykujesz jakieś niespodzianki?
Myślę, że nie ma czasu na niespodzianki. Jest siedmiu kandydatów, a na igrzyska potrzebujemy czterech, którzy będą walczyć o medale. Wielkiej rewolucji na pewno nie będzie, bo nie mamy na to czasu. Systemowe zmiany przyjdą po igrzyskach. Teraz skupiamy się na kadrze A. Oczywiście może zdarzyć się, że wyskoczy jakiś inny zawodnik i też będzie brany pod uwagę. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że weźmiemy najlepszą czwórkę. Na zawody też będą jeździć najlepsi.
A masz poczucie, że trochę wraca to, co było? Planujecie zacieśnić współpracę z Michalem Doleżalem…
Powiem szczerze, że pierwsze rozmowy wyszły od Michala. Siedzieliśmy razem podczas Raw Air i sam powiedział, że czuje, że zawodnicy chcą, żebym to wziął i, że będzie to najlepsza opcja. Oczywiście to były żart, ot tak porozmawialiśmy sobie, jak mogłoby to wyglądać. Coś, co na początku było żartem, zaczęło przeradzać się w coraz poważniejsze myśli i mam nadzieję, że już niedługo wdrożymy to w życie.
Może już trzy lata temu trzeba było tych najbardziej doświadczonych zawodników zostawić z Michalem Doleżalem i Grześkiem Sobczykiem, a ty albo Thomas Thurnbichler powinniście zająć się młodszymi skoczkami. Czy przypadkiem nie straciliśmy trzech lat?
Nie ma się co nad tym teraz zastanawiać, bo tak się nie stało. Musimy patrzeć do przodu, a nie ciągle spoglądać na to, co było wcześniej. Też czuję, że niektóre moje decyzje i to nie tylko te sprzed trzech lat, ale także wcześniejsze, mogły być trochę inne i mogliśmy być na innym poziomie, niż teraz.
Czujesz się gotowy do objęcia posady trenera głównego bardziej niż trzy lata temu? Nauczyłeś się czegoś od Thomasa i on od ciebie też?
Oczywiście, że zyskałem na tej współpracy. Do tego traktuję Thomasa jak dobrego kolegę, choć były też między nami konflikty. Sam zresztą odszedłem z pracy w roli trenera kadry B po rozmowie z nim. Dwa lata temu poszliśmy ustalać kadrę. Jak zobaczyłem jednak, w którą stronę to zmierza, to poczułem, że coś nie pasuje. Zawsze jestem gotowy do pomocy, ale jak ktoś ma pretensje, a do tego nie wyjaśni pewnych rzeczy, tylko trzyma to w sobie, to potem to się wszystko kumuluje. Uznałem wówczas, że skoro nie potrzebuje mojej pomocy, to mam się czym zająć poza skokami. Oczywiście ten sport jest ze mną od najmłodszych lat i kształciłem się też w tym kierunku, by być trenerem. Dlatego chcę to robić.
Z jednej strony masz komfort, bo wystarczy na przyszły rok przygotować dwóch zawodników na wysokim poziomie, by walczyć o medale igrzysk. W Predazzo nie będzie bowiem konkursu drużynowego, a będą duety. Z drugiej strony jesteś pod dużą presją, bo brak medalu w kolejnej dużej imprezie będzie wielką porażką.
Pewnie, że wystarczy dwóch zawodników, ale chciałbym, by wszyscy, którzy tam pojadą, mieli szansę na walkę o medal, czy to w duetach, czy konkursach indywidualnych. Mamy być konkurencyjni i chcę, żebyśmy byli jednymi z kandydatów do medali, jak to miało miejsce przez wiele lat. Musimy być przekonani, że jesteśmy w stanie to zrobić. W tym sezonie mieliśmy tylko Pawła Wąska, który mógł nawiązać rywalizację z najlepszymi, ale przy tym potrzebowaliśmy szczęścia. On na pewno zrobił wielki postęp tej zimy i to jest zasługa Thomasa.
Niektórzy żartowali sobie przez wiele lat z cyklu życia kadry B. Zawodnicy nie mieli formy na początku sezonu, ale ona pojawiała się pod jego koniec. Zastanawiałeś się nad tym, czemu zdarzało się w przeszłości wiele takich sezonów, kiedy to tak wyglądało?
Praca w kadrze B jest zupełnie inna od tej z najlepszymi zawodnikami. Jest wielka różnica w budżecie i nie na wszystko można sobie pozwolić. Trener nie zawsze może zrobić to, co chce. Do tego trzeba się do ostatniego momentu dopasowywać do decyzji, jakie są podejmowane przez trenera kadry A. Zawodnicy, którzy skaczą w kadrze B, są w trudnej sytuacji, bo często dostają jedną szansę i muszą ją wykorzystać. Ta presja jest wówczas bardzo duża, a bywa, że na treningach skaczą na takim poziomie, jak najlepsi. Kiedy jednak przyjeżdżają na Puchar Świata, to bywa, że nie istnieją.
Żona Ania pewnie jest szczęśliwa po tym, jak podjąłeś się misji prowadzenia kadry?
Musiałem przygotować rodzinę na to. Rozmawiałem z synami. Musiałem poznać ich decyzję, czy chcą tego. Starszy syn ma 18 lat i skacze na nartach. Teraz będzie mu zdecydowanie trudniej, bo każde jego zachowanie będzie pod lupą. Młodszy Maciek nie interesuje się praktycznie skokami, a już od jakiegoś czasu dostawał pytania od kolegów, czy będę trenerem.
Jakie są zadania przed tobą? Masz oczywiście przygotować kadrę jak najlepiej do igrzysk, ale też masz już myśleć o przyszłości polskich skoków?
Była rozmowa na ten temat, ale uznaliśmy, że teraz dla nas priorytetem są igrzyska. Skupiam się zatem całkowicie na kadrze A. Nie będzie żadnych zmian systemowych, bo po prostu teraz nie ma na to czasu. Musimy teraz jak najszybciej podnieść poziom naszych najlepszych zawodników.
Były jakieś miłe słowa w gnieździe trenerskim po twojej nominacji?
Austriacy, czy Niemcy gratulowali i życzyli powodzenia. Zresztą nie tylko oni. To są nasi rywale, ale też przyjaciele ze skoczni. Z nimi przecież spędza się czasem więcej czasu niż z rodziną.
Chciałbyś, żeby Thomas podjął się pracy z naszymi juniorami?
Rozmawiałem z nim na ten temat. Obiecałem mu, że jeśli zostanie, to będzie miał spokojny czas na pracę. Nie będę cisnął, żeby jak najszybciej dostarczył nam zawodników do kadry A. Wolałbym, by nasi najlepsi juniorzy zostali z Thomasem, jeśli zdecyduje się zostać w Polsce. On jednak potrzebuje jeszcze czasu na podjęcie decyzji. Myślę, że do tygodnia będziemy wiedzieli, na czym stoimy.
Thomas mówił o tobie w samych superlatywach. “To świetny trener”, “Maciek był najlepszą opcją” — to jego słowa. To chyba miłe. Wygląda na to, że nabrał do ciebie dużego zaufania i to mimo tego, że całkiem niedawno tak wiele was dzieliło?
Myślę, że tak. Poznaliśmy się nawzajem przez ten rok. Wiemy dobrze, jak kto pracuje i jaką ma wizję. Dużo współpracowaliśmy. Na pewno, gdyby nie miał obok siebie polskiego asystenta, to byłoby mu dużo trudniej. Jest obcokrajowcem, a w Polsce jednak jest duża biurokracja i ciągle trzeba siedzieć w papierach.
Zanim wróciłeś do pracy trenerskiej, zajmowałeś się zawodami Orlen Cup. Taka przerwa od wielkiego świata skoków dużo ci dała?
Na pewno była mi potrzebna taka przerwa po tylu latach pracy na wysokich obrotach. Ciągle to podkreślałem, że dla mnie to był najlepszy rok w ostatnich latach. Popatrzyłem na skoki trochę z innej strony. I to mi bardzo dużo pomogło.
Jesteś teraz najważniejszą osobą w polskich skokach. Dociera to do ciebie?
Myślę, że to nie ja jestem najważniejszy. Tymi są skoczkowie i cały sztab. Sam zdaję sobie sprawę z tego, że w pojedynkę nie ma szansy na sukces na takim poziomie.
Dla ciebie to jest spełnienie marzeń. Odkąd pamiętam, to miałeś ambicję, by prowadzić kadrę A. I robiłeś wszystko w tym kierunku, nie zapominając o tym, by się szkolić. Kiedyś nazywano cię “Tobołkiem”, bo jeszcze jako serwismen pierwszy pojawiałeś się na skoczni i ostatni z niej wyjeżdżałeś, zazwyczaj objuczony bagażami. Ciągle jednak szedłeś w górę.
Rzeczywiście różnie bywało. Teraz jestem trenerem kadry A, ale nie wiem, czy to jest spełnienie marzeń. Tym na pewno będzie zdobycie medalu olimpijskiego z zawodnikami. Na razie właściwie niewiele się zmienia, poza tym, że jest nowa rola. Tych ról miałem w swoim życiu tyle, że pewnie się szybko przyzwyczaję.
Masz jakiś wzorzec trenerski?
Pracowałem z wieloma trenerami i od każdego czegoś się nauczyłem i wyciągnąłem. Był Łukasz Kruczek, a także Hannu Lepistoe, a potem Stefan Horngacher i Thomas Thurnbichler. Czerpałem, ile się dało. Przede wszystkim uczyłem się tego, jak skutecznie dopasować technikę do zawodników. Łatwiej jest wtedy, kiedy zna się tych skoczków.